Tak już się we Lwowie porobiło, że nie można po prostu otworzyć lokalu z dobrą kuchnią i sprawną obsługą, trzeba klienta czymś zadziwić.
Mamy już we Lwowie knajpy, do których schodzi się przez podziemną rzekę, takie, w których biczują pejczem i w których je się rękami, z wiszącymi na ścianach i stojącymi na dachach samochodami, a nawet z katem, który zamyka klientów w klatce i spuszcza do lochu… tak, turystów we Lwowie coraz trudniej zadziwić.
Rekiny, fortepian i książę Poniatowski
Dla chcącego nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza, jeśli w roli chcącego występuje miejscowy oligarcha, który nie musi się liczyć ani z kosztami, ani z urzędem konserwatorskim.
W ten sposób powstała resturacja o enigmatycznej nazwie PO36. Znajduje się ona w Rynku, pod numerem 36. Wewnątrz wypatrzoszonej jak bożonarodzeniowy karp kamienicy umieszczony bogaty farsz: już na wstępie odwiedzających wita dwupiętrowej wysokości akwarium, w którym pływa prawdziwy rekin. Kolejne piętra urządzono w stylu glamour-bollywood z wykorzystaniem miliona sztucznych i żywych kwiatów, luster, podwieszanych sufitów, a także przezroczystego fortepianu i wielkiego portretu księcia Józefa Poniatowskiego. O ile obecność rekina mnie nie zaskoczyła, to księcia już tak. Rzeczywiście, dostojny gość nocował w kamienicy podczas swojego pobytu we Lwowie, ale czy umieszczanie portretu w korytarzu bez jakiejkolwiek adnotacji miałoby służyć upamietnieniu tego faktu? I czy do niego nawiązuje „Po” w nazwie restauracji? Pozostaje to dla mnie na razie zagadką.
Dachami Lwowa
Wybraliśmy miejsce na tarasie – jednym z dwóch, a nawet trzech. Jeden mieści się na ostatnim piętrze od strony Rynku, gdzie usunięto część połaci dachowej; dwa inne, położone na różnych poziomach, znajdują się w tylnej części. Dolny taras jest bardzo przytulny i zaciszny, z miękkimi kanapami, z górnego zaś roztacza się piękna panorama na okolicę. Dla tego widoku warto było tu przyjść… bo już raczej nie dla niczego innego.
Menu
Jedzenie w restauracji jest droższe, niż w przeciętnej lwowskiej knajpie. Za porsję pierogów zapłacimy tu 150 uah (ponad 20 zł), podobnie za sałatkę lub gołąbki. Najtańsze danie mięsne to ok. 200 uah (ok. 26 zł), steak z ukraińskiej wołowiny to już koszt 350-400 uah (50-60 zł). Kawa kosztuje tu 65 uah (prawie 10 zł), niewiele mniej… koszyk z kilkoma kromkami chleba (50 uah – 7 zł).
Za skromną kolację z butelką wina zapłaciliśmy 1660 uah (240 zł).
Za ceną nie idzie niestety jakość obsługi – mimo, że połowa sal w restauracji świeciła pustkami, oczekiwanie na przystawki wyniosło 30 minut, a na danie główne – 50. Dania były poprawne, ale nie rewelacyjne. W sałatce przeszkadzała trochę zby duża ilość sosu, a krem brulee konsystencją przypominał budyń.
Podsumowując, warto odwiedzić zakład dla kolejnej pięknej panoramy lwowskich wież i dachów, można spróbować piwa własnego wyrobu, które jest ważone w tym samym budynku, ale na pewno nie będzie to moje stałe miejsce obiadowe, ani ze względu na ceny, ani na kuchnię, ani na obsługę.