Zegar ratuszowy

Wczoraj byli u nas znajomi i jakoś się zgadało, że babcia kolegi mieszkał na Ormiańskiej. W czasach, kiedy w centrum nie było jeszcze turystów, a latem przez otwarty balkon było słychać zegar z ratusza. Dla mnie też zegar z ratusza jest osobistym wspomnieniem – pierwsze sześć lat we Lwowie mieszkałam przy Rynku, a potem, po wyprowadzce na Łyczaków miłym zaskoczeniem było, że nocą, kiedy jest absolutnie cicho, tam też go słychać. Zapytałam, skąd babcia pochodziła. Okazało się, że spod Lwowa – przyjechała od razu w 45. czy 46., wtedy dużo ludzi sprowadzali do pracy w lwowskich fabrykach. Dziadek był inżynierem czy kimś takim w fabryce ceramiki Rajduha. Drugi dziadek przyszedł (tak zrozumiałam, właśnie – przyszedł pieszo) z Krzywego Rogu, a już we Lwowie znalazł sobie babcię Kisielewską, pewnie Polkę. Dostali przydział mieszkaniowy w pięknej kamienicy na Piekarskiej – dużej, dostojnej, eleganckiej. Kolega opowiadał, że był zachwycony klatką schodową, i to już jako kilkuletnie dziecko. Mieszkali w wielkim mieszkaniu, może 150-metrowym, z dwoma innymi rodzinami, co też było normą w tamtych czasach we Lwowie. Potem przeprowadzili się do osobnego, ale nie robiło już takiego wrażenia. 

W tej opowieści jeszcze przewija się postać jakiegoś brata dziadka, czy pradziadka, który na fali odwilży wrócił z łagru. Zamieszkał z rodziną, przez 10 lat, do śmierci, nie wychodził w ogóle z domu. 

We Lwowie, jak się kogokolwiek spytasz, skąd pochodzą jego dziadkowie, to zawsze jest jakaś historia. Mało kto jest ze Lwowa (a jeśli już jest, to swoje przeżył), większość to przyjezdni, ci, których przywieźli, albo których tu rzuciło. Teraz, jak się chce kogoś obrazić albo wyśmiać, to mu się sugeruje, że jego dziadkowie to z „oswobodzicieli”. 

 

Miasto duchów
Moskale

zobacz także:

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy