Wielka Sobota
Na wsiach święci się pokarmy na porannej mszy, w miastach natomiast w soboę, tylko nie tak jak w Polsce od rana, a po południu, najwięcej ludzi idzie wieczorem.
W oczekiwaniu na święcenie – te pajace to moja rodzina. Święciliśmy w cerkwi uspieńskiej, która należy do Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej. Rodzina mojego męża jest tego wyznania. Próbowałam namówić, żebyśmy poszli ze znajomymi poświęcić w kościele podominikańskim (u grekokatolików), ale mąż odparł, że „nie po to mama taki ładny koszyczek robiła, żeby go święcić u katolików”.
To dla odmiany ja. Mąż mi kazał zamieścić, że też nie jestem taka święta i malowałam się w cerkwi. Zamieszczam, bo ładnie wyszłam :P Poniżej święcenie właściwe w Uspience:
Potem poszłam do dominikanów. To cerkiew, do której chodzi dużo ukraińskiej inteligencji. Co ciekawe, zauważyłam, że u prawosławnych taca szła przed kropidłem, a tu odwrotnie. Ciekawe, czemu. Pięknym zwyczajem jest umieszczanie w koszyczkach zapalonych świec.
Na koniec Ormianie. Podobno przed II wojną światową, kiedy katedra ormiańska należała do Ormian-katolików wielu Polaków zwyczajowo święciło tu koszyczki. Była to w końcu tylko różnica obrządku, nie wyznania. Teraz katedra należy wiernym Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego. Ormianie w krajach katolickich świętują Wielkanoc według kalendarza gregoriańskiego, a w prawosławnych według juliańskiego – czyli tak jak większość. Ciekawa byłam, czy też święcą koszyczki, więc weszłam zobaczyć. Akurat trwało nabożeństwo. Msza ormiańska jest bardzo długa, dzisiejsza trwała 2,5 godziny, ja na szczęście przyszłam już pod koniec, to znaczy nie stałam dłużej niż godzinę. Pięknie śpiewa chór. Wysłuchałam kazania po ormiańsku (potem była powtórka po rosyjsku, widać nie ja jedna nie znam tego języka).
Na koniec było święcenie koszyczków. Bez pokropienia, samo tylko błogosławieństwo.
W katedrze ormiańskiej jest bardzo fajny diakon, Armen. Swoją drogą mieć na imię Armen i pochodzić z Armenii to prawie jak… mieć w Polsce na imię Lech ;) Zawsze, kiedy przychodziłam z wycieczkami, on wychodził do nas z cegiełkami, recytował wierszeyki po ormiańsku, a czasem wdawał się w dysputy teologiczne i tłumaczył nam w zadziwiająco przystępny sposób zawiłości pojmowania dogmatów. Potem wyjechał do Erewania, a od niedawna znów jest we Lwowie. Dałam mu pięciohrywnową monetę z pisanką, a on mnie ormiańskie ciastko – pachlawę.
Na Ukrainie wyszły też dwie inne monety o tematyce wielkanocnej – srebrne, kolekcjonerskie: pisanka i Święto Wielkanocy. Obie bardzo ładne.
