nie ma na nic czasu :(
Ech, czasu nie ma na nic, za pasem egzaminy – prawo jazdy i zamki, a nic się nie uczę, tylko piszę blogi. Byłam na cmentarzu, robiłam zdjęcia – nie pokazałam nic.
Byłam w Olesku, Podhorcach i Żółkwi – robiłam zdjęcia – nie pokazałam nic. W dodatku grupy tuż-tuż, najpierw Warmia, potem Siemianowice, a na koniec Koło Emerytów nr 10 i to podwójnie. Olek z Natalką jeżdżą sobie do Żółkwi (nawet chcieli mnie zabrać), a ja w domu, z dziećmi. Marcin z resztą Polaków oglądają film za filmem (nawet mnie zapraszali) a ja w domu z dziećmi. Życie.
W dodatku wiosna nie przyszła i nawet chyba nie ma takiego zamiaru, sądząc po prognozach. W zeszłym roku o tej porze już kwitły drzewa na cmentarzu, pogoda była cudowna na zdjęcia, i obiecałam sobie, że w tym roku pójdę w kwietniu fotografować. A tu deszcz, a jak nie deszcz to mżawka i zimno.
Dzisiaj miałam niepsodziewanego gościa – przyjechał z Kijowa Pasza. Poznaliśmy się dawno temu, w Polsce, kiedy jeszcze nie wiedziałam, ze trafię do Lwowa. Coś tych kijowiaków ciągnie do nas. Pasza uwielbia Lwów. I Lwowianki ;) A przyjeżdża dosyć często, głownie służbowo, kiedy u nas zepsuje sie USG (chyba zbyt wiele ich we Lwowe nie ma, ale psują się często). Posiedział trochę ze mną (i z dziećmi), porozmawialiśmy o fotografii i pytał, co to za „pomnik z palcem” i gdzie on jest. A potem poszedł spotkać się z naszą lwowską Bridget Jones i tak go nie ma do tej pory.