Ogórki
Mieszkasz we Lwowie, to znaczy masz kogoś na wsi (inaczej większość lwowian zmarła by z głodu). Masz kogoś na wsi, znaczy masz ziemniaki, marchew, cebule, buraki, jajka, mleko, ser, mięso. To znaczy jeździsz na wykopki, sadzenie cebuli, plewienie marchwi, sianokosy, świniobicie. Robisz kaszankę i kisisz ogórki.
Kiszenie ogórków jest nawet przyjemne (szybki efekt, mało pracy), ale tym razem ogórki się nie udały (w końcu jestem „pani z miasta”, mnie nawet ogórki mogą się nie udać).
Tylko wstyd się było przyznać.
Tymczasem mama zaniepokojona brakiem słojów z kiszonkami już trzy razy robiła podchody, żeby wybadać, gdzie się ogórki podziały. To pyta, czy to nowe, czy stare, te co w lodówce; to rzuca jakieś słówko, że słoiki pomyte, no i za każdym razem proponuje, że nam da słoik ogórków (grzecznie odmawiamy bo mamy swoje, poprzednia partia ;).
Mamę ciekawość zżera, ale ja milczę jak grób.