przychodzi baba do lekarza…
…gardło mnie bolało, po prostu. A co może być gorszego dla przewodnika? Ukraińcy leczą się tak: czosnek, mleko z miodem, herbata z cytryną, sok malinowy, płukanie sodą i solą, syrop z cebuli, wódka (dezynfekuje), jeśli to nie pomaga, to wtedy ziółka, płyn lugola, amol, itp., albo od razu antybiotyk, bo antybiotyki są bez recepty, i to od razu najsilniejszy.
Wolałam jednak pójść do lekarza (po tym jak soda i inne specyfiki nie zadziałały). Zajrzała. Angina ropna. Mówię, że musżę mieć na jutro gardło na chodzie. Czy to się da zrobić. Da, czemu nie. Antybiotyk dla leniwych. Dwa zastrzyki i po sprawie. Wypisała na karteluszku co, i jeszcze jakieś dwa rodzaje tabletek.
Apteka: – E, tych tabletek to pani nie bierze, one jeszcze nikomu nie pomogły. A tych drugich nie ma. Drobniej nic nie będzie?
– Mam, ale chciałam dla pielęgniarki za zastrzyk…
– Kto to widział pielęgniarce pieniądze dawać!
Zabiegowy: – Co za strzykawkę dała? Przecież to się do tego leku nie nadaje. Co one tam wiedzą w tej aptece, nic.
W innej aptece kupiłam tabletki. Opakowanie kosztowało 1 hr.
– O, jakie tanie! – Ucieszyłam się.
– Ty spróbuj najpierw…
Rzeczywiście. Po spróbowaniu już wiem, czemu tylko tyle kosztują :(