O modzie

Kto pamięta „dawne” czasy we Lwowie, pamięta, że dziewczyny tutaj zawsze ubierały się, jak od święta. Do pracy – jak na sylwestra. Kiedy przyjechałam do Lwowa na stałe na początku lat 2000., na ulicach praktycznie nie spotykało się na ulicach kobiet w butach na płaskim obcasie. Kiedy brałam ślub, nie mogłam znaleźć eleganckich butów na ślub bez 10-cm obcasa. Od tego czasu sporo się zmieniło, lwowianki wprowadziły więcej swobody do swojej codziennej garderoby, ale jednak bez rezygnacji z tej widocznej nawet na pierwszy rzut oka „odświętności”. A potem przyszła wojna, a razem z nią uchodźcy z Kijowa, Charkowa, Odessy, Dniepra. Ich, a zwłaszcza je, można było poznać na ulicy od razu – po zupełnie innym stylu ubierania, bardziej dresowym. Nie piszę sportowym, bo ze sportem to nie ma nic wspólnego – dresy ze svarowskim, piórkami, futerkiem i podobne, z daleka błyszczące buty. O oto ten dzień nastąpił: dziś w lwowskim sklepie z ciuchami usłyszałam, jak ekspedientka zachwala klientce podobny strój jako „elegancki i na każdą okazję”. Do tego powiększone o kilka rozmiarów usta i jest komplet.