
św. Antoni – bzdura!
Dziś odpust w parafii łyczakowskiej – kościółku św. Antoniego. Szkoda, że nie miałam aparatu, tego dnia zwyczajowo święci się lilie, było mnóstwo ludzi, msza na placyku za kościołem, piękna pogoda.
Św. Antoni, patron rzeczy zgubionych i panien na wydaniu (też nie mogą znaleźć ;) był tak popularny na Łyczakowie, że podobno co drug chłopak tu urodzony chrzczony był jako Antoni. Nie załapał się Herbert, który urodził się w kamienicy tuż obok kościoła i był w nim właśnie chrzczony. Załapał się natomiast radiowy Tońcio – choć postać fikcyjna, ale nazwany właśnie na cześć średniostatystycznego mieszkańca Łyczakowa.
***
Oprowadzałam kiedyś pielgrzymkę. W przerwie siedliśmy gdzieś na kawie, dwie starsze panie, ksiądz, ja. Jedna z pań mówi:
– Dziś rano w hotelu zgubiłam grzebień. Dosłownie na chwilę położyłam, i nie ma! Szukałam, szukałam, i nic.
– Trzeba się było pomodlić do św. Antoniego – Poradziłam.
– E tam, bzdura.
Patrzę na księdza, skrzywił się, ale nic nie mówi.
– Jak to bzdura? I przy księdzu Pani to mówi?
– Nie, grzebień bzdura, nie święty Antoni! Grzebień!