
szukamy mieszkania
Ma być 3-pokojowe, i w centrum. I na tyle duże, żebyśmy się zmieścili i można było jeszcze zaprosić gości. I żeby była ciepła woda i nie trzeba było palić w piecach.
Długo nie można było nic znaleźć, zupełnie nic, poza jednym mieszkaniem, które wprawdzie było 3-pokojowe, ale pani je wynajmowała jako 2-pokojowe, bo w trzecim pokoju trzymała swoje graty. No i trzeba tam było palić w piecu. W końcu znalazło się jakieś mieszkanie w przyzwoitej cenie na ul. Leontowycza. Dwa duże pokoje, średni standard, ale przyjemnie, stare, przedwojenne piękne piece (teraz już tylko jako ozdoba), a trzeci pokój, gdzie? jest i trzeci – gospodarz pokazuje nam niewielki pokoik koło kuchni, w którym urządził sobie mini-siłownię. Gruszka bokserska, różne przyrządy gimnastyczne, a na ścianie wielka flaga czarno-czerwona i portret Bandery… Niestety, pomijając już Banderę, wszystkie okna wychodziły na jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań we Lwowie. Zrezygnowaliśmy.
Drugie mieszkanie, na Kopernika, było straszliwą meliną. Śmierdziało już na klatce schodowej… dalej było już tylko gorzej. „Chłopcy tu mieszkali, i rozumiecie państwo, trochę zaniedbali…”
Trzecie, na Krakowskiej, na które się bardzo napaliłam, też okazało się niewypałem. Było to mieszkanie w standardzie „jewroremont”, co oznacza w dowolnym tłumaczeniu „prawdziwy remont, a nie ściany pochlapane wapnem”. Miejsce super, mieszkanie w głębi przytulnego, cichego podwórka, na starówce, z wodą, ogrzewaniem, nowymi oknami. Niestety w środku okazało się już nie tak przytulne, a to za sprawą tegoż „jewroremontu”. Całe zastawione było meblami… jakby to powiedzieć… neo-rokokowymi? Ani w tym mieszkać, ani tego wynieść…
ale to real fota?
nie, to z katalogu. ale tak to mniej wiecej wyglada, jesli chodzi o styl