tango
W czerwcu na ulicach polskiej stolicy, a mojego rodzinnego miasta, można było zobaczyć takie hasła reklamowe:
`żyję , nie udaję`
`tęsknię za walczykiem w mieście `
`każdy dzień wymaga innego podejścia`
`są takie miejsca, do których zawsze wracam`
Często ludzie pytają mnie, jak mi się żyje we Lwowie. Czy nie tęsknię za Warszawą. Tęsknię. Ale Lwów ma właśnie to, czego Warszawie brakuje – spokój. Przytulną prowincjonalność. Budowanie lokalnego patriotyzmu. Podczas kiedy w Polsce teraz w dobrym tonie jest nie lubić Warszawy. Pracować w niej, ale ostentacyjnie jej nie lubić.
U nas też są tacy, którzy tęsknili za walczykiem w mieście. I walczyk się zjawił. Ludzie zbierali się w niedzielne wieczory na Rynku i tańczyli. Na ulicy. Potem zjawiło się tango. Przez całe lato wielbiciele tego tańca spotykali się w kawiarni na odkrytym powietrzu dokładnie na przeciwko naszej bramy. Tańczyli. Inni tylko się przypatrywali. Kto by pomyślał, że tyle osób potrafi tańczyć tango?
Zdjęcia zrobione 7. września – ostatnie tango w tym roku.
