kasa chorych i chorzy bez kasy

Dzisiaj na koniec dnia nieoczekiwanie znalazłyśmy się z Martą w szpitalu. 

Zaczęło się od tego, że Małą od rana bolał brzuch. Poszła jednak do szkoły, ale w ciągu dnia nie przeszło. Po południu poszlyśmy więc do przychodni. Jak to poszłyśmy? Po prostu – tak? – spyta dociekliwy czytelnik. Tak właśnie po prostu. Odczekałyśmy 45 minut w kolejce i lekarz nas przyjął. W dodatku nie nasz, bo naszego nie było. Bez zapisów, numerków, książeczek ubezpieczeniowych i innych. Pomacał Martę i stwierdził, że nie jest pewien, czy to nie wyrostek, najlepiej, żeby obejrzał ją chirurg. A że chirurga już w przychodni nie było (piłsudczyka), to napisał nam skierowanie do szpitala. Co prawda innego, niż ten, do którego się udałyśmy, ale jak powiedział, nie odeślą was, i rzeczywiście – nie odesłali.

W szpitalu przyjęli nas i wysłali do Oksany Romaniwny, która jak się okazało, akurat operowała. Miało to trwać 40 minut, trwało 2,5 godziny. Jak się potem okazało, czekałyśmy tyle czasu niepotrzebnie, bo głupia pielegniarka zawyrokowała, że wyrostki ogląda tylko Oksana Romaniwna, ta zaś, kiedy w końcu przyszła, powiedziała: co? wyrostek? Marian niech zbada. 

Miałyśmy jednak czas, żeby przyjrzeć się trochę z korytarza szpitalnemu życiu. Sam budynek szpitala pochodzi z przełomu lat 20-stych i 30-stych, i już wtedy mieścił się tu szpital dziecięcy, a w l. 1939-41 szpital więzienny (ul. Kurkowa). Przetrzymywano tu między innymi Władysława Andersa. Teraz szpital wygląda tak, jakby stare wyposażenie się już zużyło, ale nowego nie kupili. Gdzieniegdzie tylko zachowały się piękne kryształowe szyby w drzwiach i oknach. 

Marcie szpital się za bardzo nie spodobał, i stwierdziła, że nie chce tu zostać, woli jechać do innego. Do jakiego innego? Do polskiego. Stwierdziła, że skoro we Lwowie mogą być polskie kościoły i szkoły, to szpital też może być. Na szczęście okazało się, że nie trzeba zostawać, puścili nas do domu. 

Trzeba przyznać, że wszyscy byli bardzo mili dla nas, pielęgniarki i lekarze z podejściem do dzieci, Martę oprócz „mariana” zbadało jeszcze trzech lekarzy – dwóch stażystów i sama matka przełożona, i nie zapłaciliśmy ani grosza (może wypadało, ale nikt się nie upomniał). Z formalności wpisali tylko do jakiejś księgi nazwisko i adres, oczywiście wierząc na słowo naszym zeznaniom. 

Zdjęcia szpiegowskie robione komórką.   

tango

zobacz także:

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy