
a toj druhyj praznyk – swiatoho Wasyla
Dzisiaj św. Wasyla, o którym była mowa w poprzedniej notce. Odprowadziłam Martę do szkoły, a w drodze powrotnej przechodziłam koło d. kościoła bernardynów, obecnie cerkiew bazylianów. Wokół mnóstwo ludzi, ogromne poruszenie, jak na odpuście.Przed cerkwią kramiki z różańcami i literaturą religijną. No tak, bazylianie.
Postanowiłam wejść do środka. W cerkwi zawsze na większe święta wykładają na prestoł, czyli taki mały ołtarzyk przed ikonostasem ikonę związaną z tym świętem. Wierni podchodzą do niej i całują ją, wycierając ślad po sobie chusteczką specjalnie do tego celu leżącą obok. Tym razem do prestołu była kolejka na 10 minut (kiedy wychodziłam już na 20). Jednak po odstaniu okazało się, że zamiast św. Wasyla leży tam ikona (?) wykonana w technologii trójwymiarowej pocztówki przedstawiająca Boże Narodzenie.
Ludzi dużo, ale średnia wieku 70 lat. Może dlatego, że to normalny dzień pracujący? Chustki, berety, futrzane czapki. Modlitewniki, niektóre pewnie jeszcze przedwojenne, różańce, niektórzy siedzą w skupieniu, inni rozmawiają. Inaczej niż w kościele. Do spowiedzi kolejka kilkanaście osób. I potrzeba modlitwy chyba jakaś żywsza niż w Polsce w dużych miastach. Może dltego, że tyla lat nie wolno było? A możedlatego, że jednak większość obecnych lwowiaków to ludzie ze wsi („my wyszliśmy ze wsi, ale wieś nie wyszła z nas”)? I to nie tylko dzisiaj, często przechodząc tędy widzę, że wiele osób rano idąc do pracy wstępuje do tej cerkwi przynajmniej się przeżegnać.
Jechałyśmy do szkoły tramwajem. Jeden z przystanków jest kolo cerkwi. Pani sprzedająca bilety miała najwyraźniej dobry humor, bo cały czas zagadywała do pasażerów, na tym przystanku namawiała, żeby wyszli pomodlić się. Jakiś głos z głębi wagonu odpowiedział: „im więcej się modlą, tym więcej zła na świecie”.