
Głęboczek
Pisze pan Z. z prośbą o pomoc w odnalezieniu miejsowości Głęboczek.
W takich sytuacjach pomaga bardzo „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego”. Głeboczków znalazło się kilka, w tym na Kresach dwa, jeden za Zbruczem, więc pozostał nam jeden – koło Borszczowa.
Pan Z. szukał też telefonu do kościoła w Głęboczku, mając nadzieje uzyskać jakieś wiadomości, m. in. metrykę chrztu mamy. Mówię, że takich dokumentów najlepiej szukać u mormonów (mają ogromne archiwa genealogiczne), na co pan Z. się obraził: – jakich mormonów! Mój dziadek był organistą w kościele!
Jakoś sobie wyjaśniliśmy, o co chodzi, znalazłam telefon do parafii w Borszczowie, która obsługuje kościół w Głęboczku, ksiądz z kurii był bardzo miły. Mniej miły był ksiądz z Borszczowa, który telefonicznie zbył pana Z. odsyłając go do Warszawy, a w domyśle do diabła.
z blox.pl:
2010/01/31 03:33:31
To nie chodzi o komentarz dla Osoby pn. „Głęboczek”. Przepraszam.
Mam 50 lat i nie jestem z urodzenia Lwowiakiem. Ok. 20 lat temu byłem dwa razy we Lwowie razem z moim Tatem, który tam się urodził (1935).
Teraz wraz z moją najbliższą rodziną mieszkam w Dublinie (Irlandia). Samo mi się pcha do serca, aby porównywać – i porównuję Wrocław (gdzie większość życia spędziłem) i Lwów (gdzie – sam nie wiem dlaczego – większość mego serca się chce przytulić). Po drodze życiowej bywałem w różnych miejscach, miastach, ale wszystkie były mi bliskie, bo byłem we Lwowie. Czarodziejskie miasto, które ma w sobie wiele innych miast. Czarodziejskie miasto, gdzie poranek wiosenny – jak mniemam – powodował lub mógłby powodować, za sprawą powietrza i atmosfery wciągniętej pełnymi ustami i całym sobą, że dusza na przeciwko każdym wyzwaniom bez trwogi i wahania pełna sił może wyruszać.
Nie byłem wszędzie we Lwowie. Mój tato chciał i miał prawo zobaczyć i dotknąć „swojego dzieciństwa”. Odwiedziliśmy więc „Seło” za Zieloną Rogatką i kilku przypadkowych ludzi mieszkających w tzw. Nowym Budownictwie, czyli w blokach, pobudowanych opodal. Później byliśmy na Wałach Hetmańskich, tam gdzie Opera i Teatr Dramatyczny. Tato pokazał mi, gdzie mieszkał z Rodzicami, właśnie w budynku Teatru, bo Jego Tato a mój dziadek dostał tam zajęcie wraz z mieszkaniem. Szybko, szybko, potem przytuliłem się do lwów przed Ratuszem, a wcześniej uroniłem łzę patrząc na Kolumnę Mickiewicza, której nikt z obecnych lwowian nie CZUJE. Z nie ukrywaną (nawet chcącą wykrzyczeć) satysfakcją stanąłem pod „Czarną Kamienicą” i objąłem ramionami „Królewską”. Tak, jak mój Tato pocałował peron na Dworcu, gdzie stanął po blisko 40 latach „niebycia”, tak – nie wiem czemu chciałem całować kamienie tych kamienic i przytulić Rynek. Później okazało się, że wiele miejsc powodowało u mnie takie odczucia. Mówiłem do Taty, co chwilę: „Patrz! Tu każdy kamień woła i śpiewa po polsku!”. Odwiedziliśmy Rodzinę na ul. Ogórkowej i dziwnie się czułem, bo to samo nazwisko, polskie bo na -ski się kończące, ale ludzie mówiący po ukraińsku i deklarujący ukraińską narodowość. Poplątane zwłaszcza, że mój Tato wspólnie z tym właśnie jego kuzynem, jako dzieci za niemieckiej okupacji uniknęli zatrzymania skacząc przez okno szkoły z pierwszego piętra. Tato szczęśliwie wylądował, natomiast jego kuzyn zwichnął nogę. Tato w panice dalej uciekał, a jego kuzyn powziął żal, że został pozostawiony bez pomocy. Dzieciaki. Cóż niby wymagać. Teraz pozostało, że Jeden -ski z Polski jest Polakiem, a drugi -ski ze Lwowa (dziś Ukraina) jest Ukraińcem, choć oboje prawie jednocześnie się urodzili i nauczyli się mówić po polsku.
Czy można żywić Nadzieję, iż zagospodarujemy kiedyś Lwów (nawet pod ukraińską administracją), aby pokazać i zaprosić ludzi z całej Wspólnej Europy do miasta, gdzie każdy znajdzie zakątek bliski jemu sercu, przez tego zakątka podobieństwo i klimat?
Jest w Dublinie, gdzie obecnie mieszkam z Żoną i Dziećmi, takie miejsce, które Lwów mi przypomina: to jest gmach Głównej Poczty. Na szczycie są Anioły tak, jak na lwowskiej Operze. Trochę więc czuję się, jak w domu.
Piotrek
P.S.
Mój Dziadziu, Władysław był jednym z wielu Batiarów, ale pracował dla Gazowni i był znanym fachowcem od gazu i gazowych urządzeń we Lwowie. Czy „Ruscy”, czy „Niemiaszki” wystawiali mu zawsze dokumenty, które pozwalały mu pracować i przemieszczać się po Godzinie Policyjnej.
Nie wiem czy to dobrze, czy źle ale Dziadziu znał Wandę Wasilewską „od podwórka”.