Kilka dni temu nieznani sprawcy rozbili przygotowywaną do odsłonięcia tablicę upamiętniającą trzy kobiety mieszkające w różnym czasie pod tym samym adresem w Przemyślu: Wincentę Tarnawską, Olenę Kulczycką i Helen Deutsch.
Wincenta Tarnawska była polską działaczką niepodległościową, Olena Kulczycka ukraińską malarką, Helen Deutsch żydowską psychoanalityczką, która pracowała w USA. Niewątpliwie każda z nich jest warta uwagi, ale zajmiemy się tylko Kulczycką, gdyż to właśnie jej postać wzbudziła kontrowersje i prawdopodobnie była główną przyczyną zniszczenia tablicy, choć i przeciwko Helenie Deutsch przemyski magistrat występował już wcześniej.
Ta sytuacja, która doprowadziła do rozbicia tej tablicy pokazuje chyba więcej o naszym mieście, o tym, na jakim jesteśmy etapie radzenia sobie z przeszłością i z teraźniejszością, niż sama tablica, która i tak była bardzo wymowna. Jest nam niezwykle przykro. Zwłaszcza, że tak jakby ciągle jest lekcja w Przemyślu do odrobienia.
Liliana Kalinowska, jedna z inicjatorek powstania tablicy
Prezydent Przemyśla zwrócił się do IPN o opinię w sprawie Kulczyckiej. Odpowiedź była następująca: Ołena Kulczycka w latach 50-tych zasiadała w Radzie Najwyższej Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, co też naszym zdaniem wyczerpuje zapisy ustawy z 1 kwietnia 2016 roku, o zakazie propagowania systemu totalitarnego. Należy dodać, że IPN, pisząc swoją opinię o Kulczyckiej zwrócił się do Muzeum Narodowego we Lwowie, ale nadesłanej odpowiedzi… nie wzięto pod uwagę.
Czy Olena Kulczycka propagowała komunizm? Spojler: nie.
Olena Kulczycka
Kulczycka urodziła się w 1877 r. w Brzeżanach, w inteligenckiej, ukraińskiej rodzinie. Uczyła się w polskiej szkole sióstr sakramentek we Lwowie, później w Szkole Przemysłu Artystycznego i prywatnie u Stanisława Kaczora-Batowskiego. Zwieńczeniem jej edukacji był dyplom w Wiedniu (1908 r.) – prawdopodobnie była pierwszą w Galicji kobietą z wykształceniem artystycznym. Nigdy nie założyła rodziny – mieszkała z matką i starszą siostrą Olgą, również artystką i działaczką społeczną. dziś w ich lwowskim mieszkaniu działa nieco zapuszczone, ale godne uwagi muzeum (ul. Listopadowego Czynu 7).
Początki jej twórczości przypadają na okres secesji i cechy tego stylu będą obecne w jej pracach do końca. Znana przede wszystkim jako graficzka i ilustratorka również malowała, projektowała przedmioty użytkowe, zajmowała się rzemiosłami ludowymi, jak haft i tkactwo, a nawet zaprojektowała ikonostas. W l. 1911-38 mieszkała w Przemyślu, gdzie pracowała jako nauczycielka rysunków w ukraińskich gimnazjach. W tym okresie była współzałożycielką ukraińskiego muzeum krajoznawczego „Strwiąż” („Strywihor”), zlikwidowanego przez polskie komunistyczne władze w 1945 r. W 1938, po przejściu na emeryturę, przeprowadziła się do Lwowa. Większość jej prac związana jest tematycznie z galicyjską wsią, po której dużo wędrowała szkicując z natury, ilustrowała także utwory ukraińskich klasyków i książki dla dzieci.
W okresie powojennym (1945-54) pracowała jako wykładowca w lwowskim Instytucie Poligrafii, od 1940 r. związana była także z Muzeum Etnografii.
Kulczycka przez większość swojego życia nie angażowała się w politykę, nie sympatyzowała z ruchami komunistycznymi czy socjalistycznymi – była blisko związana z Kościołem, także w sensie bezpośrednim – we Lwowie mieszkała w sąsiedztwie pałacu metropolity greckokatolickiego, na wzgórzu św. Jura. Po przyjściu władzy radzieckiej tam ukryła swoje prace o tematyce religijnej i narodowej. Nigdy nie oddała swojego talentu na usługi komunistycznej propagandy, nie wstąpiła do partii. Jednak w 1951 r., na prośby ukraińskiej inteligencji kandydowała i została wybrana na członka Rady Najwyższej USRR.
Był to krok, który miał umożliwić walkę o ukraińską kulturę legalnymi sposobami w ramach systemu sowieckiego. Malarka miała wówczas 74 lata i nie czuła się najlepiej w tej roli, jak wynika z jej listów. Rok później władze oskarżyły ją o „szerzenie nacjonalizmu w sztuce” i chciały pozbawić stanowiska profesora. Jednocześnie była na tyle znana i szanowana przez środowisko ukraińskie, że władze komunistyczne nie zdecydowały się na zastosowanie przeciwko niej poważnych represji, obawiając się reakcji społecznych. Dzięki temu Kulczycka mogła sobie m. in. pozwolić na pisanie listów w obronie Wiry Święcickiej, ukraińskiej nacjonalistki (sądzona w polskim procesie po zabójstwie Pierackiego w 1936 r., przez władze sowieckie zesłana w 1848 r. na Syberię). O tym najwyraźniej w Przemyślu nie wiedzieli, bo na pewno by wspomnieli – komunistka i ukraińska nacjonalistka jednocześnie! A gdyby jeszcze w IPN-ie zauważyli maleńkie swastyki na skrzydłach secesyjnych aniołów… *
Jak widać, Kulczycka położyła dość mizerne zasługi w propagowaniu komunizmu, przynajmniej nie większe, niż nasza Szymborska ze swoim wierszem o Stalinie, Tuwim, który z własnej i nie przymuszonej woli tłumaczył poemat o Dzierżyńskim i równie doniosłe, co zasiadający w sowieckiej razie miasta Lwowa Banach czy członek PZPR Wajda. Czy komukolwiek przyszłoby do głowy protestować przeciwko upamiętnieniu tych postaci? Tymczasem rzecznik prezydenta Przemyśla twierdzi: opinia IPN-u jest jednoznaczna i nie pozostawia żadnych złudzeń. Osoba Ołeny Kulczyckiej nie powinna być upamiętniona na żadnym z budynków w Przemyślu, a mieszkanka miasta, Ewa Karlik, przedstawiająca się jako „działaczka kresowa”, która również zasłania się ustawą o zakazie propagowania komunizmu dodaje: Nie można na jednej tablicy upamiętniać dwie osoby, które w swojej działalności były przeciwstawne (pisownia oryginalna). Zdaniem działaczki „jej [Kulczyckiej] twórczość malarska zawierała antypolskie elementy” (?)
O co chodzi?
Trudno się oprzeć wrażeniu, że główną winą Kulczyckiej było to, że była Ukrainką i nie wstydziła się tego. W czasie I wojny światowej i wojny polsko-ukraińskiej wspierała ukraińskie dążenia do niepodległości, jako wolontariuszka pomagała internowanym ukraińskim żołnierzom, przez co sama musiała po polskim zwycięstwie na pewien czas opuścić Przemyśl (dzięki pomocy brata internowanie zamieniono na emigrację w Wiedniu). Jej postawę zrozumiałaby zapewne Wincenta Tarnawska, która robiła to samo, tyle że na rzecz polskich żołnierzy. Można domniemywać, że Tarnawska, związana z obozem Piłsudskiego, podzielała jego poglądy na prawo Ukraińców do niepodległości. Obie panie mieszkały obok siebie i spoczęły ostatecznie po sąsiedzku – na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie! Ale teraz ich nazwiska nie mogą znaleźć się na jednej tablicy. A nazwisko Kulczyckiej w ogóle na żadnej tablicy. Przynajmniej w Przemyślu. Nie wspominam o tym, że wszystkim nam zależy przecież na analogicznych upamiętnieniach po ukraińskiej stronie granicy i oburza nas na przykład postępowanie Ukraińców w Cmentarzem Orląt.
Tablica miała być częścią większego projektu – „Centrum światów jest tutaj” – ukazującego Przemyśl nie tylko jako miasto wielonarodowe, na styku kultur, ale także takie, z którego wyszły w świat wybitne kobiety, które – choć dzieliło je wiele, łączyło jedno: wszystkie musiały pokonać wiele przeciwności, żeby móc realizować swoje talenty. Niestety, kolejne wydarzenia pokazują, że dziś Przemyśl jest tylko smutnym zaściankiem z wciąż nieodrobioną lekcją.
* niestety wkradł się błąd. Anioły ze swastykami malował Kazimierz Sichulski – na którejś ze stron były błędnie podpisane jako prace Kulczyckiej, a ja nie zorientowałam się od razu. Już je usunęłam.
źródła:
https://rzeszow.tvp.pl/52137364/zniszczyli-nieodslonieta-jeszcze-tablice-w-przemyslu
https://www.radiosvoboda.org/amp/ukrayinska-khudozhnytsia-olena-kulchytska/31086480.html
http://www.przemyskiehistorie.pl/helena-deutsch-i-olena-kulczycka-oraz-kulturowy-mikrokosmos/