
Muzea Lwowa #3: Muzeum Lwowa
Pod koniec zeszłego roku otwarto we Lwowie nowe muzeum – Muzeum Lwowa. Jest ono częścią Muzeum Historycznego i mieści się w czarnej kamienicy przy Rynku. Co w nim zobaczymy? Czy warto się wybrać?
Od razu odpowiadam, że warto. I dla samej ekspozycji i dla wnętrz Czarnej Kamienicy, która jest dobrze zachowanym zabytkiem renesansu, z pięknie rzeźbionymi kamiennymi portalami wewnątrz. Niedawno została gruntownie odnowiona. Warto dodać, że pierwsze muzeum Lwowa działało w tym samym miejscu w latach 20. XX w. i obecne, choć inne, wyraźnie do niego nawiązuje, znajdziemy nawet kilka przedmiotów z przedwojennej ekspozycji.
Przy wejściu znajdziemy interaktywna tablicę z informacją w trzech językach – ukraińskim, angielskim i polskim. Na parterze urządzono lapidarium, w którym zebrano fragmenty dekoracji rzeźbiarskich z różnych gmachów lwowskich poczynając od czasów gotyckich a kończąc na klasycyzmie (urocza rusałka z pływalni wojskowej).
Na kolejnych kondygnacjach można obejrzeć ekspozycję, która składa się z ponad 700 eksponatów z przepastnych zbiorów muzeum. Aby uniknąć politycznych podtekstów i narracji narodowej, podzielono ekspozycję na działy tematyczne: samorząd, heraldyka, handel, rzemiosło, nauka, sztuka, religie, przemysł. Oczywiście żaden z tych tematów nie jest wyczerpany, raczej tylko zasygnalizowany przez kilka ciekawych przedmiotów, dobrze więc jeśli uzupełnia je narracja. Na każdym piętrze znajduje się interaktywna tablica, gdzie przeczytamy opis poszczególnych sal i eksponatów po polsku, w gablotach są podpisy po ukraińsku i angielsku.
Wystawa jest schludna, nowoczesna, eksponaty dobrze się prezentują – numizmaty mają specjalne lupy do oglądania szczegółów, ściany pomalowane w kontrastowe kolory tworzą dobre tło dla rzeźb i obrazów, ale także dla mebli i wapiennych renesansowych portali.
Byłam w muzeum już dwa razy i za każdym razem co innego zwracało moją uwagę, bo tak naprawdę każdy eksponat może tu być wyjściem do opowiedzenia jakiejś ciekawej lwowskiej historii.
Język polski na tablicach interaktywnych… No no, mamy niewątpliwie jakiś mały element postępu.
Jakby jeszcze w sklepiku zaoferowali magnesiki z napisem LWÓW to już byłby kompletny odjazd.
Natomiast jeżeli na tytułowym zdjęciu w gablocie jest na przykład oryginalna makieta Starego Ratusza autorstwa Witwickiego to jak tam pasuje w podpisie angielski zamiast polskiego, albo dlaczego nie dodali tam polskiego jak na tablicach – chętnie poczytałbym uzasadnienie geniusza, który takie rozwiązanie wdrożył w życie.
Nie to, żebym się jakoś strasznie przyczepiał, gdyż jak zaznaczyłem na wstępie jakiś postęp niewątpliwie jest – ot takie tam rozważania przy porannej kawce :)
Podoba mi się… Jak widzę portrety trumienne, to wiem że pójdę.
tylko dwa są
Dzień dobry!
Rzeczywiście postęp jest. Jeszcze kilka lat temu ekponaty z polskimi napisami byłyby nie do przyjęcia.
Może Ukraińcy doszli do wniosku, że nie ukryją w mroku dziejów 600 lat?
U nas też cicho o Wołyniu, nawet w wakacje. Może w końcu ktoś pomyślał, że nam to nie służy w stosunkach sąsiadami?
Czyli postęp jest po obu stronach 😀 Taki plus pandemii, po obu stronach granicy zajęto się wirusem pozostawiając historię fachowcom i pasjonatom.
Pozdrawiam, MŁ.
Tam niedawno (2 lata temu?) zmienił się dyrektor, nowy jest bardzo przyjazny Polakom
Dobrze, dobrze, całkiem spoko :)A jak tak dalej będą drukować z takim rozmachem pieniądze jak na okoliczność obecnej pandemii, to patrząc na zamieszczone przez Ciebie foty, wzór na banknot tysiączłotowy mamy jak znalazł. Wystarczy dodać tylko jedno zero – tylko kogo obecnie proponujecie, Moi Mili, na awersie? :D
;)
Jakiegoś lwowiaka oczywiście. Ja, jako inżynier i absolwent klasy matematycznej, stawiałbym na Banacha, najwybitniejszy polski umysł XX w., prócz Skłodowskiej. Jak ktoś nie może się pogodzić z jego flirtem z bolszewikami to prof. Weigl. Strasznie niedoceniony i zapomniany.
Obie kandydatury topowe. Znakomite książki dotyczące obu panów autorstwa M. Urbanka zresztą już kiedyś na lwow.info polecałem.
Ale gdyby tak podejść do tematu bardziej lajtowo i wrzucić na awersie Henia Zbierzchowskiego? :)
Co do Banacha i sowietów to naprawdę ciekawa i nie do końca wyjaśniona historia. Z kolei na ukraińskich listach proskrypcyjnych dostarczonych Niemcom również nie figurował, więc lipec’41 na Wzgórzach Wuleckich szczęśliwie go ominął.
I to też zagadkowe – mimo, że antykomuch jest ze mnie wręcz zoologiczny – do Banacha jakoś nic nie mam. Do tego jeszcze w ramach akcji „jaki świat jest mały” leży on w grobowcu rodzinnym bardzo dobrych znajomych mojej żony.
Mógłby też być Juliusz Makarewicz, twórca przedwojennego kodeksu karnego i ostatni polski profesor na wydziale prawa UJK. Po wojnie pozostał we Lwowie, jest pochowany kawałek przed Konopnicką, po drugiej stronie alei.
To idźmy tym tropem: Oswald Balzer za Morskie Oko. A jak pieniądze to może Stefczyk 😀
A może zmieńmy kurs o 180° i niech to będzie Ślepa Mińcia😉