UFFFF

By Published On: 13 czerwca, 2008Categories: prywatnieTags: 1 Comment on UFFFF

Tydzień temu byłam znowu z mężem w OWiRze w związku z moim zameldowaniem.

Po rozmowie z p. konsul postanowiliśmy już nic nie kombinować, a wykupić ubezpieczenie „u Swietulki”. Po drodze Wasyl jeszcze zaszedł do nich z pytaniem, czy nie trzeba wypisać nowej kwitancji, bo na starej były przecież inne daty. Nie trzeba. No to nie.

Kiedy przyszliśmy z dokumentami, okazało się, że nasza blondyna jest w dobrym humorze. Kser jej nie trzeba było, zdjęcia wzięła z łaski, i nawet nie chciało jej się liczyć, kiedy mija te trzy miesiące od mojego wjazdu na Ukrainę, wpisała daty jakiekolwiek, kartę imigracyjną przyczepiłą stara, już dawno nieważną.

No i strachowka na koniec. Podaję polisę. – A skąd pani to ma?! – No dobre sobie, skąd. Z firmy ubezpieczeniowej, w której mi sama kazałaś kupić, zazulko. – Ty patrz – mówi blondyna do drugiej zołzy, która siedziała przy sąsiednim biurku – sami kupili. Zołza zrobiła minę „głupich nie sieją”, pewnie mają jakiś procent od tych polis, bo przecież z wypłaty by sobie blondyna nie kupiła takiej komórki, jaka leżała na jej biurku.

To mi wyraźnie poprawiło humor. Chociaż Wasyl powiedział (nie bez racji) że przez nas nie zbiednieją. Blondyna obiecała, że na wtorek będzie wszystko gotowe.

I rzeczywiście – było, choć całą drogę zastanawiałam się, czy czegoś nie wymyśli, pani kierowniczko, podwawelska… i te sprawy. Ale nie, nawet się uśmiechnęła. A może mi się wydawało.

Z wrażenia zapomniałam teczki z resztą dokumentów, i musiałam wracać do domu.

Następnie poszłam do wydziału rejestracji państwowej. Tłok, jaki tam panuje robi wrażenie. Po prostu przedsiębiorczość nam kwitnie. Stanęłam w kolejce do rejestratora państwowego, co nie było wcale taką łatwą sprawą, bo kolejek było wiele, inne dla różnych dzielnic (ja rejestrowałam się na Łyczakowie), inne dla osób fizycznych i prawnych. Niektóre dzielnice miały wspólne kolejki, do innych były zapisy na kartce na szafie. W mojej kolejce stali też ludzie z rajonu frankowskiego, którzy sie zapisywali i wchodzili według tych zapisów, a my bez zapisów. Do tych samych drzwi stała też, jak się potem dopiero zorientowałam, druga kolejka, z zupełnie innych rajonów, i załatwiająca swoje sprawy przy innym biurku. Kiedy przychodził ktoś nowy, powstawało zamieszanie, bo najpierw trzeba było wyjaśnić jakie dzielnice są połączone w jakich kolejkach, następnie kto jest ostatni i czy trzeba wpisać sie na listę, i czy za tym ostatnim ktoś jeszcze nie zajmował. Stałam dwie godziny, a w międzyczasie zdążyłam pójść jeszcze do banku opłacić rachunki (tam też byął kolejka, a przede mną stał jakiś pan, który opwiadał swojej rozmówczyni, że jeździ do Doniecka stawiać figury Matki Boskiej w kopalniach, bo to ratuje ludzi przed wypadkami).

Wreszcie nadeszła moja kolej. Usiadłam przy biurku i łysiejący pan rejestrator na chwilę stał się dla mnie bogiem. Ale tylko na chwilę, bo zaczął bacznie wpatrywać się w mój meldunek, z takim trudem zdobyty w OWIRze, potem liczyć na palcach, i nagle wypalił: – ale tu jest meldunek tylko na cztery miesiące, a musi pani przebywać na Ukrainie sześć, żeby móc otworzyć działalność. – No kurde. Jak nie OWIR, to sraczka. I tutaj z rozpaczy (już chyba zaczęłam bredzić) mówię do tego pana: – Ale, niech pan spojrzy, prz11ecież ja cały czas mieszkam na Ukrainie, cały paszport pieczątek, tylko na trzy dni wyjeżdżałam, to już wyjechać nie można, czy jak…? No i rejestrator państwowy spojrzał i … – Rzeczywiście. Trzeba było od razu powiedzieć. – UFFF.

W piątek odbiór.  Z tej okazji to chyba rzeczywiście kupię jakąś butelkę do rozpicia w naszym patriotycznym gronie. A może i w szerszym.

zamek w ŻółkwiKsiążki o Żółkwi
Grupa 96 - emeryci z Olsztyna bis

zobacz także:

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

z blox:

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy