10. listopada – Wieczór u Izy. 

Czyli to, co w Polsce się nazywa imprezą. Tylko tutaj to nie piwo, chipsy i orzeszki, a zawsze za stołem, tak te imprezy wyglądają. Suto zastawionym. Piliśmy czerwone wino, dziewczyny wspominały szkolne czasy, bicie linijką po palcach za błędy interpunkcyjne i inne szykany (niełatwo było być Polakiem we Lwowie), była też dwójka naszych pianistów – Kasia i Michał, więc i śpiewaliśmy też – pieśni patriotyczne, to z okazji zbliżającego się święta. Potem przyszedł tata Izy, i opowiadał nam o swojej młodości i czasach szkolnych, które przypadły akurat na lata wojenne. Część tych historii już znaliśmy z wcześniejszych jego opowiadań, ale i tak było miło posłuchać. Zwłaszcza, że rozśmieszył nas do łez pytając, czy pamiętamy, jak na Wysoki Zamek jeździł tramwaj – jakoś nikt nie pamiętał, okazało się, że zlikwidowano go gdzieś w 1970 r. Potem tata Izy zupełnie się rozkręcił i zaproponował tance – myśleliśmy, że żartuje, ale okazało się, że zupełnie poważnie. Kazał Kasi grać „Nad pięknym, modrym Dunajem”, a nam tańczyć, sam też tańczył. Przyniósł też jakieś nuty, które okazały się nutami dla mandolinisty (zupełnym przypadkiem – tego samego Kalmana, o którym mowa poniżej – dopiero na zdjęciach zauważyłam), a zaskoczonej Kasi niezrażony kazał improwizować. Spotkanie można więc uznać za bardzo udane, w domu byliśmy po północy. 

h

11. listopada – Dzień Niepodległości. 

W Polsce jeszcze jeden dzień wolny od pracy, z patriotyczną nutką w telewizji, u nas normalny dzień pracy, a świętowanie tylko dla wtajemniczonych. Msza na Cmentarzu Orląt (przyszło kilkaset osób, ja akurat nie, bo za późno wstałam po wczorajszych atrakcjach, i zamiast na mszę trafiłam na siłownię, taka ze mnie patriotka). 

12 listopada – Bal w Operze. 

Główny punkt obchodów Dnia Niepodległości to przedstawienie w Operze, poprzedzone przemówieniami zacnych gości. Akurat tego dnia miałam umówioną wizytę u fryzjera, przed samym teatrem, poprosiłam o węzeł z tyłu, ale Janka zrobiła mi taką fantazyjną i elegancką fryzurę, że na własnym ślubie takiej nie miałam. Kiedy tylko przyszłam zapytała – ty też do Opery? A jakże. Dzisiaj wielki bal w Operze / Wszędzie ostre pogotowie / Niecierpliwe wina wrą / U fryzjerów ludzie mdleją / Czekający za koleją / Dziwkom łydki słodko drżą.

Pierwszą godzinę trwały przemówienia. Że Polska taka waleczna i dzielna, jakie jesteśmy zuchy, a Ukraińcy to nasi najlepsi przyjaciele. Wszystko w miarę – trochę patosu, trochę wazeliny. 

Rodzynką na tym patriotycznym ciastku było przedstawienie „Księżniczka Czardasza”, w wykonaniu Operetki Warszawskiej. Spektakl był czymś więcej niż zwykłą operetką, dzięki doskonałej obsadzie (Jan Nowicki, Grażyna Szapołowska, Bohdan Łazuka – niestety zachorował i nie było go), choć niestety w niektórych wypadkach ta obsada wpłynęła pozytywnie na stronę dramatyczną, a ujemnie na muzyczną. Najwięcej jednak spektakl zyskał na wprowadzeniu dodatkowej postaci – Imre Kalmana (Nowicki), autora „Księżniczki Czardasza”, który wiele nie mówi, ale wciąż jest obecny. To on wita widzów na scenie, mówi kilka słów o sobie, siedzi za kawiarnianym stolikiem, traktuje bohaterów jak swoje rodzone dzieci, żeby wreszcie, kiedy wszyscy cieszą się ze szczęśliwego zakończenia, przypomnieć nam, widzom: to tylko operetka. Postać Kalmana tworzy z płytkiej historyjki miłosnej sztukę ambitną, o szerszych ramach: obrazek pewnej epoki, beztroskich Austro-Węgier początku XX w. We Lwowie jak najbardziej na miejscu.

Usłyszałam potem opinię, że „szkoda, że to nie było coś polskiego” – dlaczego, u licha? Czy my, Polacy (Kresowiacy) mamy czytać wciąż i do znudzenia jednego Pana Tadeusza? Nie mamy prawa do obejrzenia czegoś nie-polskiego, w interpretacji polskich aktorów, dla (przeważnie) polskiej publiczności? Skansen z nas robią, albo my sami z siebie robimy. 

Publiczność tym razem dopisała – odbiór był bardzo żywiołowy, a na koniec długie owacje na stojąco.  

Po przedstawieniu w sali lustrzanej teatru odbywał się bankiet dla VIPów. Co prawda do nich nie należę, ale na bankiecie także się znalazłam. Było bardzo wielu znajomych z różnych kół, nie tylko Polaków, dużo dobrego jedzenia i (za)dużo wina. Przy bufecie – żłopanina / Parskanina, mlaskanina / Burbon z młodym Rastakowskim / Serpentynę flaków wcina / Na talerzu Donny Diany / Ryczy wół zamordowany / Dżawachadze, prync gruziński / Rwie zębami tyłek świński / Szach Kaukazu, po butelce / Rumu cum spiritu wini / Przez pomyłkę tknął widelcem / W cyc grafini Macabrini. 

Grażynka serwowała staropolskie wędliny w stroju kasztelanki. Kiedy wszyscy się już najedli, napili, i  powymieniali zdawkowymi uprzejmościami, towarzystwo się przerzedziło i była okazja do porozmawiania z aktorami. Byli bardzo otwarci i serdeczni, jedynie Szapołowska zrobiła na mnie wrażenie zimnej gwiazdy. Sylwester Kostecki w cywilu niewiele się różnił od kreowanej na scenie postaci Boniego – jakby na miarę dla niego szyta ;) Najmilej jednak wspominam rozmowę z Janem Nowickim. Wspaniały aktor, wciąż przystojny, mimo upywu lat, mężczyzna, niezwykle ciepły, bezpośredni i skromny. Kiedy rozmawialiśmy, podszedł jakiś pan i zapytał: – Kiedy pana zobaczymy w jakiejś świetnej roli? – Dzisiaj mnie pan widział. – Brzmiała odpowiedź. Rozmowca nie mógł zrozumieć – jak to? Taka rólka? Nowicki powiedział, jak to dla aktora ważne – budowanie postaci, której nie było, tworzenie jej od podstaw ze skąpych wiadomości, Imre Kalman był całkowicie jego, nawet pomysł wprowadzenia go na scenę, także był jego pomysłem. Był też achwycony reakcją publiczności – w trakcie przedstawienia i po. Kiedy kilka miesięcy temu był we Lwowie z wierszami Twardowskiego, po spektaklu też był bankiet, tylko jakiś sztywny, z samymi starszymi osobami, które bały się nawet odezwać. Nowicki nawet się przestraszył, że nie ma już legendarnej galicyjskiej otwartosci i goscinności, na szczęście – niepotrzebnie – wczorajszy wieczór wynagrodził mu tamten.  

Konsulat zapewnił nam w tym roku naprawdę rozrywkę na wysokim poziomie. Do domu trafiłam o północy. No, Polacy, kto lepiej świętował 90-tą rocznicę odzyskania niepodległości?

zdrada Ukrainy zaczyna się od jazdy na gapę!
konkurs recytatorski Kresy-2008

zobacz także:

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy