Dawno nie byliśmy w górach (nie licząc nart), nawet już wspomniałam o tym nieśmiało, że warto by się wybrać, kiedy znajomi zaproponowali nam wycieczkę na jeden dzień w Beskidy Skolskie. Kiedy mieszkałam jeszcze w Polsce, byłam przewodnikiem po Bieszczadach i Beskidzie Niskim (SKPB Warszawa), ale schodziłam też sporo gór po ukraińskiej stronie, które od polskich różnią się tym, że były ciągle zamieszkałe (Polskie Bieszczady i Beskid Niski wysiedlono na wiele lat w ramach Akcji Wisła, a ludność zamieszkująca je dziś to zupełnie inni ludzie, przybyli z różnych części Polski). Po drugie, poza kilkoma popularnymi szlakami turystów jest tu mało. Nie ma także ograniczeń takich, jak w Bieszczadzkim Parku Narodowym, można chodzić, gdzie się chce.
Nasza wycieczka prowadziła z wsi Libuchora k. Tuchli na niewielkie, nieprzekraczające 1000 m n.p.m. pasmo, które na przedwojennej mapie nazywa się Bagna (nie bez słuszności).
Miał był niewielki spacer (przyjechaliśmy na miejsce po 14.00), w efekcie wyszło nam ponad 13 km i 600 m przewyższeń, więc całkiem porządna wycieczka. Pogoda była piękna, nawet upalna, ale kiedy dotarliśmy na miejsce – porzucona chatka, która służyła jeszcze niedawno mieszkańcom którejś z okolicznych wsi do wypasu krów – zaczęło się zbierać na burzę. Zaczęliśmy szybko schodzić w dół, ale chmura przeszła bokiem.
Karpaty o tej porze roku pięknie kwitną, pachną i… bzyczą ;)
Obejrzyj wszystkie zdjęcia: