Dziś zajrzymy do środka głębiej niż zazwyczaj – za drzwi lwowskich mieszkań. Zanim zaproszę Was do siebie, chcę pokazać, jak wyglądały poszukiwania naszego mieszkania.
Jakiś czas temu kupiliśmy mieszkanie w starej kamienicy we Lwowie. Poszukiwania trwały dość długo, po pierwsze dlatego, że uparliśmy się na ostatnie piętro i możliwość zagospodarowania strychu, po drugie dlatego, że w żadnym z oglądanych nie widziałam dostatecznego potencjału. Pokażę wam kilka z tych wnętrz – szukaliśmy tylko w starym budownictwie i czegoś niezniszczonego poprzednimi remontami w stylu „euro”, dlatego prezentowane tu wnętrza są w tak opłakanym stanie i raczej nie są reprezentatywne dla rynku nieruchomości w ogóle.
1. Za Żorżem
Mieszkanie w secesyjnej kamienicy samym centrum Lwowa, na ostatnim piętrze, z gotowym do rekonstrukcji dachem (prawdopodobnie trzeba było wymieniać więźbę dachową). Mieszkanie było w stanie „deweloperskim” ;) – nie zachowało się nic oprócz ścian nośnych, smutnych szczątków starej stolarki i dwóch kaflowych pieców oraz zagadkowej szufladki na balkonie kuchennym – prawdopodobnie zsypu na popiół.
Widok z balkonu zasłaniał całkowicie gmach hotelu George, za to tylne okna wychodziły na słynną kamienicę Segala i jej piękne zewnętrzne, spiralne schody. W oddali majaczyły wzgórza Cytadeli.
2. Pasaż Grünera
Piękna, na swój czas niezwykle nowoczesna i elitarna kamienica, która miała być wejściem do pasażu handlowego, niestety przez wybuch I wojny światowej inwestycji nie zrealizowano. Mieszkanie było w bocznym skrzydle i miało wysoki chyba na 7 metrów strych, z którego roztaczala się panorama na stare miasto – niestety w kiepskim stanie technicznym.
Było to też jedno z najdziwniejszych pod względem planowania mieszkań, które widziałam. Po wojnie obszar 120 m podzielono między 3 rodziny, które urządziły w mieszkaniu trzy niezależne stanowiska kuchenne – jedno w dawnej kuchni, drugie na wygospodarowanych 4m2 w końcu korytarza, trzecie – w łazience. Niestety nie mam zdjęć.
3. Pod Powstaniem
Niewielkie i mocno zaniedbane, ale przytulne mieszkanko w dzielnicy Nowy Świat, które nawet mi się całkiem spodobało. Z balkonem na długość fasady, widokiem na kopuły wieńczące sąsiednie kamienice, z płaskorzeźbą przedstawiającą Powstanie Listopadowe i wysokim strychem. Zachował się też piękne, secesyjne piec. Niestety tuż po oględzinach zagadnięta na schodach sąsiadka wykrzyczała, że nigdy w życiu nie da zgody na zagospodarowanie strychu przez kogoś z mieszkańców, bo strych służy do suszenia bielizny.
Zwróćcie uwagę na naturalnej wielkości maskotkę – Alfa ;)
4. Nad redakcją
Kolejne mieszkanie znajdowało się tylko kilkadziesiąt metrów dalej – przy ul. Konowalca (dawniej 29 Listopada), kilka pięter nad redakcją Kuriera Galicyjskiego. Zajmowało połowę piętra – skrzydło boczne i połowę głównej części budynku. Typowe dla lwowskich kamienic planowanie z podziałem na część mieszkalną i gospodarczą, które niezbyt nadawało się do przeplanowania. Widać było w nim jednak ślady dawnej świetności – dekracyjne parkiety, fantazyjne espaniolety (klamki do zamykania okien), piece.
Odstraszyło nas ostatecznie nie tylko planowanie, ale też niski strych i wysoka cena.
5. Czworaki
Mieszkanie w samym centrum miasta, w okolicy Starego Uniwersytetu. Zaplanowane tak, że wszystkie cztery pokoje były przechodnie. Jeden podzielono dodatkowo ścianką na dwie część, tworząc piąty, także przechodni.
Były to jednak czworaki luksusowe – z wielkimi neobarokowymi piecami, które wieńczyły fantazyjne korony, parkietami układanymi w geometryczne wzory z różnych gatunków drewna. W toalecie dla dekoracji pozostawiono… przedwojenny zbiornik do spłukiwania toalety.
Balkon był tylko od strony ciasnego podwórza. Luźno ułożone na metalowych szynach deski nie stwarzały poczucia komfortu ani bezpieczeństwa…
Następnym razem pokażę Wam jeszcze kilka mieszkań, które nie miały do nas szczęścia (albo my do nich), zanim znaleźliśmy tytułowe mieszkanie na Zofiówce.