„Za chwilę stał w bramie pasażu Mikolascha.

 

Bojko, w długim baranim kożuchu, rzucał garście kasztanów na gorącą blachę. Była to jedna z tych wiekuistych postaci, które Teofil pamiętał od pierwszych dni pamięci. Ileż to książek z końcem każdego roku przemieniło się w niklowe szóstki i piątaki, które następnie znikały w skórzanej torbie tego szafarza najwcześniejszych czereśni, wybornych andrutów, pierników, czekoladek! Teofil nie dochowywał mu absolutnej wierności, miał jeszcze inne budki, stragany, małe cukierenki rozproszone po mieście niby gospody przydrożne, lecz w ogólnym rachunku Bójko z pasażu stał na czele jego wszystkich wydatków. Teraz minął go ukradkiem, gdyż nie miał ani halerza.

 

Wchodząc do pasażu doznawał zawsze podniecenia, jakby w oczekiwaniu niespodzianki. Tyle już rzeczy zdarzyło się pod tym oszklonym dachem, pod patronatem zagadkowych postaci, wymalowanych z wielką rozrzutnością szkarłatu i złota na dwóch olbrzymich obrazach, umieszczonych pod środkowym sklepieniem! Tu widział pierwszego w życiu dzika u progu restauracji Ilkowa; tutaj oczarował go nurek w swej bani z mosiądzu i szkła, w gumowym ubraniu i trzydziestokilowych butach, który właził do ogromnej kadzi napełnionej brudną wodą i wyszukiwał na dnie centy rzucane mu z krzeseł; tu po trzykroć podziwiał papuasa o białej wełnie włosów i czerwonych tęczówkach, który kilku wężowymi ruchami uwalniał się z kajdanów, łańcuchów i kłódek, w jakie go zamknięto; tu widywał karły i dziewczęta przeraźliwie tłuste, ważące po sto pięćdziesiąt kilo, i siostry syjamskie, i Murzynów, mających skórę wytatuowaną w obrazy bitew, lasów, słoni. Przez ten pasaż szła odrobina zapachu dalekich światów, które nawiedzały skromny Lwów rzadko i ubocznie. Aż któregoś dnia rozwarła się głębsza i szersza szczelina z pierwszym filmem. Teofil miał osiem lat. Żywe, migające obrazki przedstawiały epizod z wojny rosyjsko-japońskiej, Napad Chunchuzów na pociąg, sala, która jak cały Lwów była w sojuszu z Japonią, krzyczała: Banzaj (japoński okrzyk: Niech żyje!) po spektaklu. Trwało to kwadrans, kosztowało 20 centów, śniło się po nocach i nie miało się tak rychło powtórzyć. Dopiero w rok później otwarto w pasażu prawdziwe kino, a minęło jeszcze parę lat, zanim Teofil uzyskał tyle samodzielności, by mógł z niego korzystać. I teraz oto cały parter kina był wyklejony afiszami zapowiadającymi nowy program, a w górze wisiały olbrzymie fotografie Psylandra, Asty Nielsen, Maksa Lindera, Henny Porten, cudotwórców i czarodziejów nowego porządku.

 

Teofil mógłby iść przez pasaż z zawiązanymi oczyma, kierując się strefami zapachów. Oto kończy się woń kawy i tytoniu, która wieje od kawiarni, tuż za nią przecina drogę wąskie pasmo świeżej, soczystej woni owoców z koszów, wystawionych przed sklepem Schleichera, i wreszcie drogeria Mikolascha nasyca powietrze zapachem chemikaliów. W tej ostatniej, surowej strefie, nad muszlą bez wody, w podmuchach zimna z dwóch bram stoi biała marmurowa panna.” J. Parandowski, „Niebo w płomieniach”

 

 

Jan Parandowski pewnie bywał nie raz w pasażu Mikolascha, najsławniejszym z lwowskich pasaży. Miejscu wywołującym westchnienia zachwytu u tych, którzy mieli okazję tam być. Dzisiaj my spróbujemy się tam przenieść myślami i choć trochę wyobrazić sobie atmosferę tego niemal legendarnego miejsca. 

 W 1828 roku młody, bo zaledwie 23-letni, pochodzący z Moraw Piotr Mikolasch, świeżo upieczony magister farmacji uniwersytetu w Wiedniu, zatrudnia się w we Lwowie, przy ul. Kopernika 1, w aptece „Pod Złotą Gwiazdą”. Była to jedna w ośmiu wówczas działających we Lwowie aptek. Po śmierci jej właściciela zostaje mężem wdowy po nim i dyrektorem apteki. Z czasem apteka zyskuje coraz większe uznanie we Lwowie, a sam jej właściciel zostaje prezesem Gremium Aptekarzy Lwowskich. Apteka miała bogate zaplecze labratoryjne, prowadzono w niej nie tylko typowe badania farmaceutyczne, ale również analizy chemiczne dla celów gospodarczych i wojskowych. To właśnie tutaj w 1853 r. Jan Zeh wraz ze swoim pomocnikiem Ignacym Łukasiewiczem dokonał epokowego wynalazku – oczyszczenia ropy naftowej sposobem chemicznym, za co dostał przywilej (patent) w Wiedniu. To właśnie w witrynie apteki Mikolascha paliła się pierwsza lampa naftowa.

 

Po śmierci założyciela kierownictwo firmy objął jego syn Karol Henryk Mikolasch, doktor filozofii na Sorbonie. Karol Mikolasch był założycielem (1868) i prezesem Galicyjskiego Towarzystwa Aptekarskiego.

 

 

 

 

Po śmierci Karola Mikolascha (1888) jego spadkobiercy – dr. Henryk Mikolasch, Juliusz Mikolasch, Karolina Romaszkanowa i Ewa Kossakowa, utworzyli Firmę „Piotr Mikolasch i Spółka”. W roku 1890 przystąpiono do rozszerzenia przedsiębiorstwa, w tym celu już w 1891 wybudowano nową przebudowano dawną kamienicę Piotra Mikolascha wg projektu Jana Schulza. samym miejscu.

 

 

Apteka oferowała pierwszorzędne leki i artykuły aptekarskie, a w późniejszym okresie nie szczędziła pieniędzy na reklamę w prasie i piękne opakowania swoich wyrobów, które zachwycają do tej pory (pytanie na jednym z forów internetowych: „znalazłem buteleczkę sygnowaną MIKOLASCH LWÓW-LEMBERG – chyba jakiś likier – wiecie coś o tej wytwórni?” – pewnie „syrup” :) )         

 

Można było tu nabyć na przykład „granulki, tabletki KOLA LAOKOON, działające znakomicie przy osłąbieniu czynności serca, neurastenii i braku apetytu, cena za flakon granulek 2,50” lub „SYRUP sulfoguajacolowy z kolą, skuteczny środek przeciwko kaszlowi i innym chorobom dróg oddechowych, w działaniu zupełnie identyczny z podobnymi wyrobami zagranicznymi, co orzekła komisja przemysłwo-lekarska Towarzystwa Lekarskiego. Syrup jest o połowę tańszy od podobnych wyrobów zagranicznych i kosztuje K[oron] 2.  Należy żadać wyraźnie wyrobu apteki Piotra Mikolascha we Lwowie. Ostrzega się przed naśladownictwem”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W l.  1899-1901 architekci Iwan Lewiński i Alfred Zachariewicz zabudowali parcelę aż do ul. Sieniewicza w nakryty szklanym dachem, 120-metrowy pasaż. Mówi się, że był to jeden z pierwszych obiektów secesyjnych we Lwowie, choć w rzeczywistości pasaż był eklektyczny. Zajmował powierzchnię 5750 m2. Prowadziły do niego dwa wejścia. We wnętrzu wykorzystano konstrukcje żelazobetonowe, które stanowiły szkielet jedno- i dwukondygnacyjnych lokali sklepowych. W środku pasaż rozszerzał się w niewielki placyk. Elementów secesyjnych w dekoracji wnętrza praktycznie nie było – były elementy neobarokowe i w stylu III Cesarstwa; dekoracji wnętrza dopełniała fontanna „Narodziny Piękna” z figurą Wenus dłuta Antoniego Popiela oraz symbolistyczne panneaux na ścianach. Pasaż był oświetlony przy każdej pogodzie w dzień, iluminowany wieczorem, w zimie był opalany. Witryny licznych sklepików zaaranżowane z stylu modnej wówczas we Lwowie secesji. Nazywano go „Światowym Pasażem”. Wszystko to sprawiało na zwiedzających niezapomniane wrażenie, Kopernika MALL, nic dodać, nic ująć.

 

przekrój 

tylne wejście – od ul. Sienkiewicza 

 

 

c.d.n. 

1 marca
Pasaż Mikolascha cz. 2

zobacz także:

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy