Praznyk

By Published On: 20 stycznia, 2020Categories: prywatnieTags: , , , , 3 komentarze on Praznyk

Popularne powiedzenie „od od Romana do Jordana”, oznaczające ciągnący się 50 dni okres ukraińskich zimowych świąt okazało się nie do końca prawdziwe, bo dziś jest jeszcze jedno „święto” – Iwana, z tego powodu wiele prywatnych firm zrobiło sobie jeszcze wolne. 

Wodochreszcze

Wodochreszcze, czyli Jordan, czyli Chrzest Chrystusa jest świętem odpustowym (po ukraińsku to praznyk) w podlwowskiej wsi u naszej babci. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z religią, jest tylko okazją do odwiedzin u krewnych i rodziny przy suto zastawionym stole. Pisałam już nie raz o tym. W tym roku miał jechać tylko mąż, ale w końcu pojechaliśmy wszyscy. Ze względu na babcię, z którą w ostatnich latach bardzo się pogorszyło i właściwie to nie wiadomo, ile jej jeszcze czasu zostało. 

Babcia jest już jak dziecko. Wczoraj, kiedy przyjechaliśmy, była w kiepskim nastroju, płakała, ze nikt jej nie odwiedza, że życie ją nudzi, że wszyscy naokoło ją oszukują, a „te Turki” nawet jej nie powiedzą, że jest praznyk, i tylko czekają na jej ostatnią minutę. A ona jeszcze umierać nie zamierza. Tymczasem świat wokół niej zmniejszył się do takich rozmiarów, że można jego krańców dotknąć rękami nie wstając nawet z łóżka. Babcia już prawie nie wychodzi poza dom, rzadko ogląda telewizję, czasem poczyta gazetę. Lwów to dla niej inna galaktyka, a reszta świata w ogóle nie istnieje. – Co tam u was? – Byliśmy na nartach, w Austrii. – Nie wiem, gdzie ta Austria, nie słyszałam. 

Dom

Babcia nie zamierza, tymczasem umrzeć postanowił jej dom. Dom ma niecałe 50 lat, ale był budowany wg jakiejś „nowartorskiej” sowieckiej taniej technologii. Całe ściany są w pajęczynach pęknięć, w kilku miejscach zapadła się podłoga. Trzeba dbać o babcię, więc na dom nie pozostaje już sił. Zresztą, tak jak na Ukrainie nikt nie leczy starych ludzi, tak i nie remontuje się starych domów. Wszystko to jest spisane na straty. Znikają zużyte sprzęty. W tym roku zauważono, że znikł z kuchni kilim z jeleniami. Okazało się, że z funkcji dekoracyjnej przeszedł na użytkową (wycieraczka), żeby skończyć w oborze. Poprosiliśmy mamę, żeby więcej nie wynosiła kilimów do obory. Od kilku lat już nie ma rusznyków nad świętymi obrazami, które babcia zawsze z pietyzmem prała i prasowała na święta, a później dyrygowała ich równym wieszaniem. 

Nie spodziewano się wielu gości, choć ostatecznie trochę ich przyszło, ale nagotowane było jak zawsze – trzy sałatki,w  tym jakaś nowatorska z marchewki i serka topionego, której wcześniej nigdy nie widziałam, śledź, wędliny, buraczki, kanapki z kawiorem, jajka faszerowane. Z ciepłych dań rosół, naleśniki z mięsem z kurczaka, udka, gołąbki, duszona kapusta – stały zestaw od lat. Tylko szczuplejszy, jeśli go porównać z tymi czasami, kiedy babcia była jeszcze zdrowa, a i sama mogła się zakrzątnąć w kuchni. Kiedy piekła kruche ciasteczka, które nazywała sucharami i chowała je w walizce pod łóżkiem, robiąc z częstowania prawnuków centralny punkt wieczoru. Za lepszych czasów babcia robiła też „czarne” – pod tą dziwną nazwą kryła się galaretka ze śmietanki z drugą warstwą z kakao. Wyglądało trochę, jak czarna polewka ;) Przygotowywano to w głębokich talerzach, a babcia uważała za największy przysmak i zazdrośnie strzegła przepisu. Kiedyś mi zdradziła, ale niestety nie zapisałam. 

Cerkiew

W okresie świątecznym po wsi chodzą i zbierają pieniądze na cerkiew. Nie ksiądz, a upoważnieni ludzie. Dziwnie się to odbywa, bo trzy młode dziewczyny podeszły pod okno, nawet nie zastukały do domu. kiedy szwagier wyszedł zapytać, o co chodzi, po prostu bez słowa odeszły. Okazało się jednak, że tu wszyscy wszystko rozumieją bez słów i babcia wybiegła za nimi, żeby dać pieniądze. Pewnie, jak nie dasz, cała wieś się dowie i obgadują cie potem po kątach. Dowiedziałam się też, co mnie zaskoczyło – że daje się na każdą cerkiew. We wsi są zazwyczaj dwie – prawosławna i katolicka, i to nierzadko skłócone ze sobą. Ale wypada dać na obie. 

Ogród

– Posadziliście już wszystko w ogrodzie? – zapytała nagle babcia, nieświadoma może pór roku przez to niewychodzenie z domu, albo globalne ocieplenie ją zmyliło. 

– Nie, babciu, my nie mamy ogrodu. 

– W ogóle, nic, ani kawałka?

– Nic, mieszkamy w mieście.

– Oj, jak niedobrze. Ani kawałka. Ani ziemniaków swoich, ani nic. Oj, niedobrze.

[photomosaic nggid=513]

 

 

Zakręcony Lwów #25: Buksbaum & Kindler
Zamek w Łucku

zobacz także:

Subscribe
Powiadom o
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Cześć Kasiu, czy Twoja babcia byłaby zainteresowana sprzedażą kilim? Pozdrawiam, Kasia

Bardzo mi się podoba refleksja o globalnym ociepleniu 😉.

Pdf mini-guides

Ostatnie wpisy