Ostatnio mało pracuję, bo ciągle gdzieś jeździmy. Byliśmy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, byliśmy w Bardejowie, i jeszcze w kilku innych miejscach, a teraz byliśmy w Truskawcu. Jak prawdziwi kuracjusze, bo Truskawiec to słynny przedwojenny kurort, drugi po Krynicy w Polsce. Po wojnie został otwarty dla mas robotniczych, które nadal tłumnie tu zjeżdżają.
Generalnie w Truskawcu nie ma wiele do roboty. Zwiedzania jest może na dwie godziny, bo z 280 przedwojennych will zostało 30. Nie wszystkie w dobrym stanie. Na deptaku można posłuchać gwiazd radzieckiej estrady. Cel naszego przyjazdu był towarzyski – pojechaliśmy, żeby spotkać się z Henrykiem, i poznać profesora Nicieję, który przyjechał z nim, aby nakręcić film dokumentalny o Truskawcu. Profesor podarował nam swoją nową książkę, „Trójmiasto kresowe”, o Drohobyczu, Borysławiu i Truskawcu.
Zatrzymaliśmy się w hotelu Stary Wiedeń. Odremontowana dwa lata temu stara willa w centrum Truskawca. Pokój z balkonem kosztował 270 hr. Do tego nieopatrznie zamówiliśmy śniadanie (25 hr/os.). Do wyboru były dwa zestawy, które jednak okazały się zupełnie inne, niż te, z których wybieraliśmy – zamiast chleba, sera i kiełbasy było udko kurczaka z makaronem. Jak w dobrych, starych, radzieckich czasach. Gdybyście się chcieli zatrzymać w tym hotelu, NIE polecamy ich śniadań.
Poniżej zdjęcia ładnego Truskawca (nie cały jest ładny, raczej ładność jest w mniejszości).