Wczoraj w czasie spaceru z koleżanką-lwowianką z dziada-pradziada podeszłyśmy kupić kawę w stojącym nieopodal Politechniki samochodzie-kawiarni. Kiedy sprzedawca przygotowywał kawę, zamieniłyśmy między sobą kilka słów po polsku.
– O, dziewczyny, skąd jesteście? – spytał po ukraińsku
Tak nas zaskoczyło to pytanie, że zaczęłyśmy się śmiać. Zamawiałyśmy kawę po ukraińsku, ja bardzo dobrze mówię w tym języku, co nawet czasem rodzi śmieszne sytuacje, kiedy w najmniej spodziewanym momencie okazuje się, że nie jestem Ukrainką. O koleżankce nawet nie wspominając.
– Dobrze mówicie po ukraińsku, obie, ale od razu po akcencie wyczułem, że jesteście nietutejsze.
– I co ty na to? – spytałam lwowiankę, kiedy odeszłyśmy.
– Ja już się przyzwyczaiłam, że wszędzie jestem cudzoziemką, jak w powieści Kuncewiczowej.