film, dzień 1 – siostry Zappe
Zostałam zaproszona do udziału w filmie dokumentalnym o Lwowie. Początkowo miała to być tylko pomoc na zasadzie podrzucenia pomysłów, konsultacji, a potem okazało się, że trzeba będzie też cos powiedzieć od siebie, i stanąć przed kamerą. A sprawcą wszystkiego był ten blog, bo to jego lektura natchnęła reżysera do napisania do mnie.
Przedwczoraj sześcioosobowa ekipa z Krzysztofem Langiem na czele dotarła do Lwowa, a wczoraj miał miejsce pierwszy dzień zdjęciowy, w którym częściowo uczestniczyłam. Poprosiłam jeszcze przed przyjazdem o zgodę na towarzyszenie i podglądanie, więc plączę się pod nogami, i przyglądam, jak wygląda praca filmowca.
Wczoraj było nagranie w domu sióstr Zappe. Bardzo sympatyczne, ciepłe starsze panie, mówiła głownie pani Wisia, i to widać, że już nie pierwszy raz do kamery, bo słowa wystudiowane, historie zakończone nienaganną puentą. Pani Irena raczej z boku, przysłuchiwała się siostrze, czasem dorzucając jakieś słówko, choć kiedy kamera została wyłączona, okazało się, że i ona ma wiele do powiedzenia.
Opowiadały o swoim życiu, o latach dziecinnych, o szkole, wakacjach w Zaleszczykach. O francuskim pochodzeniu swojego nazwiska, które pochodziło od pradziadka, żołnierza napoleońskiego, który osiadł na tych ziemiach i ożenił się z Polką. W rodzinie było siedmioro dzieci, mieszkali na ul. Głębokiej, mama pracowała jako nauczycielka, tato był kolejarzem. Kiedy sowieci wyrzucili ich z mieszkania w pierwszych miesiącach wojny, przygarnął ich „dziadunio”, przyjaciel rodziny, który mieszkał sam w dużym mieszkaniu na ul. Potockiego (w tym mieszkaniu siostry Zappe mieszkają do dziś). W czasie okupacji matka wywiozła trzy najmłodsze córki, w tym Jadwigę – Wisię na wieś, do ciotki. Jadwiga bardzo tęskniła, więc rodzice zabrali ją wcześniej. Dwie pozostałe – Oleńka i Basia do domu już nie wróciły. Zostały zamordowane przez ukraińskich sąsiadów. Po wojnie siostry skończyły studia – Irena geologię i weterynarię, Jadwiga chemię. Dyplomu nie dostała, bo starsza siostra nie puściła jej, chorowitej na praktyki w głąb Syberii.
– Irenka jest też znakomitym ludzkim lekarzem. Pamiętam jak któregoś razu ciężko zachorowałam, nie było jak wezwać lekarza, Irenka sama obejrzała mnie, zbadała, zmierzyła temperaturę i zdiagnozowała zapalenie płuc. Czyli penicylina. Dla krowy tyle, dla psa tyle… to dla ciebie będzie tyle! I wyleczyłą mnie. Lekarz potem oglądał i pochwalił.
W czasach powojennych siostry czas wolny od pracy poświęcały dzieciom. Przychodziły dzieci znajomych, znajomych znajomych, same przyprowadzały koelgów… bywało, że w pokoju siedziało kilkadziesiąt osób. Pomagały im w lekcjach, ale przde wszystkim uczyły religii, historii Polski. Pani Wisia przyznaje, że sama była w szkole słaba z historii, wszystkiego musiała się nauczyć. Przygarniały sieroty, dzieci ulicy. Wychowywały na ludzi, na świadomych Polaków. Organizowały jasełka. Ile dzieci przwinęło się przez ich dom? Nikt nie wie.
W 1976 roku ktoś donióśł, że u sióstr Zappe przewija się zbyt dużo osób, zaczęły się podejrzenia, śledztwo, doszukiwanie się śladów konspiracyjnej wywrotowej organizacji, wezwania do prokuratury, przesłuchania ich, dzieci. Dzieci jednak zgodnie zeznawały, że jedynie dopomagano im w lekcjach i w końcu KGB władze zostawiły siostry w spokoju. Jednak do tak licznych i zorganizowanych spotkań już nie wróciły.
Niedawno obie zostały nagrodzone przez Polskę tytułem Kustosza Pamięci Narodowej.
Pani Jadwiga pytana o swoje wrażenia z podróży do Polski powiedziała:
– może i Polska jest tam, ale duch polskości to był u nas. Myśmy tu powszechnie o takich rzeczach rozmawiali, o których w Polsce bano się mówić nawet w wąskim gronie.
Wizyta bardzo ciekawa, opowieści z tamtych czasów we Lwowie wzbudzają we mnie zawsze dreszcz grozy pomieszany z podziwem. A obie panie to chodzące legendy.
