fbpx

Mikołaj, który nie dojechał

Dzieci czekają w szkole do 23

Na jednym z forów internetowych dyskutowano niedawno sprawę feralnego transportu z podarunkami mikołajkowymi, które nie dotarły do polskich dzieci na Ukrainie. Autokar z 26 (czy 28) osobami na pokładzie wiózł ni mniej, ni więcej, a 800 paczek (niektóre źródła podają, że 1000). Po 8-godzinnym postoju na granicy i pertraktacjach z ukraińskimi celnikami, transport zawrócił do Polski.

Media zaczęły rozpaczliwie rozpisywać się o tym, jak to „dzieci czekały na prezenty na do godz. 23”. Serio? I kto na to pozwolił? Czy dzieci nie mogły iść do domu, odpocząć po szkole i wyspać się bez „maskotki, wyprawki szkolnej oraz słodyczy”? Chyba nie są to towary pierwszej potrzeby, bez których nie można żyć?

Od dawna zresztą niektórzy działacze polskich organizacji na Ukrainie krytykują taką formę pomocy, jako nieprzystosowaną do współczesnych realiów. 

Mikołaj nie zna kodeksu

„Na przejściu w Medyce celnicy oświadczyli, że paczek jest za dużo a od 1 stycznia zmieniły się przepisy, nie powiedzieli jakie” – tłumaczył się organizator akcji. Czyżby wioząc paczki, nie zadano sobie trudu, aby zapoznać się z przepisami, dozwolonymi limitami przewozu towarów przez granicę? „Chyba nie powinno być wątpliwości, że są to dary świąteczne” – a czy celnik powinien to oceniać na oko, czy według przedstawionych dokumentów? Czy paczki wjeżdżały jako pomoc humanitarna, która jest zwolniona z opłat celnych? Przypuszczalnie nie. Ale co tam, jakoś to będzie. Nie było.

Zaostrzenie przepisów jest związane z ogromnym nielegalnym ruchem towarów przez granicę polsko-ukraińską, głównie są to produkty spożywcze z przygranicznych polskich marketów, sprzedawane później na bazarach we Lwowie. Handlarze też mogą przecież deklarować, że to „dary”.

Wydaje mi się, że część osób nie zauważyła, że czasy się zmieniają, że na Ukrainie już nie zawsze da się „dogadać”, udobruchać celnika czy policjanta drobnym banknotem, że ludzie (przynajmniej część) nie chce żyć dłużej w skorumpowanym państwie. Zwłaszcza ci, którzy pomieszkali trochę na zachodzie, choćby w Polsce – i zobaczyli, że może być inaczej.

Z czym do Unii

Mój komentarz, w którym wypowiedziałam się za tym, że obie strony powinny przestrzegać prawa spotkał się ze zmasowaną krytyką. Można przeczytać, że pochwalam restrykcyjne przepisy, które wynikają z fanatycznej nienawiści do promila Polaków, który pozostał na Ukrainie, że jest to wyrazem złej woli ukraińskich celników i mentalność homo sovieticus (sic!), że nawet w stanie wojennym takich problemów z paczkami do Polski nie było, i że z czym oni chcą do tej Unii? No, ciekawe, z czym? Z poszanowaniem przepisów, z brakiem propozycji „przymkniemy oko, ale to będzie kosztowało…”?

Dowiedziałam się m. in., że z mojej  wypowiedzi „pobrzmiewa jakiś rodzaj ukraińskiego rewanżyzmu”, a jeden z dyskutantów podejrzewał nawet, że jestem ukraińską celniczką!

Nie, nie jestem. Polską też, na szczęście. Inaczej byłabym zmuszona do odbierania stojącym po kilka godzin na przejściu granicznym dzieciom spakowanym przez mamy na drogę kanapek. 

 

Ps. W międzyczasie, już po napisaniu tego tekstu, ukraińscy celnicy zatrzymali na granicy kolejny transport z darami. Moje pytanie, czy transport był przewożony jako pomoc humanitarna i czy zwracano się o pomoc do konsulatu RP we Lwowie, zostało usunięte ze strony organizatora. Wolontariusze zdecydowali przenieść paczki pojedynczo i wezwali do pomocy mieszkańców Przemyśla. Nikt się nie zgłosił.

 

Dla zainteresowanych: szczegółową instrukcję, jak przewozić pomoc humanitarną przez granicę, podaje Monitor Wołyński w artykule Procedura wwozu pomocy humanitarnej na terytorium Ukrainy

 

źródła

https://fakty.interia.pl/…-ukrai,nId,3373962

https://niezalezna.pl/…zatrzymany-przez-ukraincow

https://www.facebook.com/paczkadlabohatera

https://www.lublin112.pl/tony-kanapek…/

 

Visit Us On FacebookVisit Us On InstagramVisit Us On Pinterest