
Restauracja SAFE w hotelu Bank
W poprzednim wpisie prezentowałam wam wnętrza hotelu Bank, działającego w gmachu dawnego Banku Austro-Węgierskiego, natomiast dziś kilka słów o restauracji, bo uznałam, że zasługuje na osobny wpis.
Restauracja Safe. Wnętrze
Restauracje hotelowe często należą do przeciętnych i nie wyróżniają się specjalnie. Jak wiecie, we Lwowie trudno się wyróżnić na tle setek knajp, wśród których znajdziemy i takie z wiszącym na ścianie autentycznym BMW, i z napojami podawanymi w probówkach, i wybuchającym rachunkiem i zresztą, sami wiecie.
Tutaj nic z tych rzeczy. Restauracja jest nastawiona, podobnie jak hotel, na ekskluzywnego klienta, a że leży nieco na uboczu od głównego ruchu turystycznego, tłumów tu raczej nie spotkacie. Restaurację odwiedziłam dwa razy, podczas specjalnej prezentacji i ponownie drugi raz – prywatnie.
Wnętrze jest proste i eleganckie, ale też duże i przestronne. Umieszczono je w dawnych salach operacyjnych banku. Nie brakuje tu zieleni, a ściany zdobią reprodukcje dawnych ukraińskich banknotów. Zachowano dawną stolarkę z 1914 r., a austro-węgierskie sejfy chronią dziś… kieliszki.
Zjeść można zarówno w samej restauracji (na parterze), w „ogrodzie zimowym” na piętrze, jak i w kameralnej enotece z tarasem na 6. piętrze (wówczas dania dowożone są z restauracji).
Obsługa
Choć trudno odmówić jej dobrych chęci, obsługa była najsłabszym punktem w restauracji. O ile podczas prezentacji wszystko było dopięte na ostatni guzik, o tyle w czasie obiadu ze znajomymi bardzo długo czekaliśmy na podanie (ok godziny na dania główne). Częściowo na pewno zawinił nasz wybór jedzenia w enotece na ostatnim piętrze, gdzie potrawy dowożono z parteru. Obsługa składa się głównie z młodych ludzi, którzy nie mają jeszcze do końca wyrobionych nawyków, które powinny być standardem w restauracji 5* hotelu. Bardzo pozytywnie natomiast oceniam pracę sommeliera. Enoteca proponuje także wybór dobrych ukraińskich win.
Kuchnia
Muszę przyznać, że długi czas oczekiwania wynagrodził nam poziom zamówionych potraw. Menu nie jest obszerne, więc spróbowaliśmy dużej części proponowanych przez szefa kuchni dań – od pasztetu w czekoladzie, podawanego w formie… kamyków, przez carpaccio z ośmiornicy, szparagi, falafel, mule, przez różne gatunki ryb, drobiu i mięs aż po wymyślne desery. Absolutnym hitem były żebra cielęce BBQ, znakomite także policzki cielęce. Pasztet o wyglądzie kamieni – wybitny. Pozostałe potrawy dobre i bardzo dobre. Wszystko podane w odpowiedniej oprawie. Nie zachwyciły mnie desery, choć nie można powiedzieć, że były niesmaczne. Semifreddo bardziej przypominało zwykłe lody, a „mus latte” i „jagodowa awangarda” mocno słodkie i trochę przekombinowane. Lepiej chyba sprawdziłyby się tu prostsze, ale klasyczne pozycje.
W czasie prezentacji częstowano nas przystawkami i flambirowaną pastą z łososiem, która także była znakomita – szef kuchni, florentyńczyk Gianni przyrządził ją na naszych oczach z makaronu własnej roboty (niestety nie ma go w menu).
Wszystkie potrawy są podawane w naczyniach firmy Villeroy&Boch z logo hotelu.
Rachunek za obiad na 14 osób (połowa z nich to dzieci) wyniósł ok. 10 000 uah, w tym alkohol ok. 2500 uah.
Śpiewający kelnerzy
Niby żadnych fajerwerków nie ma, ale we Lwowie poprzeczna jest postawiona zbyt wysoko, aby restauracja nie chciała się jednak czymś wyróżnić. Tą atrakcją są… śpiewający kelnerzy. Nie miałam jeszcze okazji oglądać tego na żywo, ale brzmi intrygująco. W roli tej nie występują bynajmniej kelnerzy, ale zawodowi śpiewacy, którzy przebrani w stroje kelnerów krążą po sali i uprzyjemniają klientom posiłek.
[photomosaic nggid=386]
Czy warto?
Zdecydowanie warto ze względu na świetną kuchnię i widoki z tarasu. Nie jest to jest jednak miejsce dla wszystkich, nie docierają tu dźwięki wiecznego lwowskiego turystycznego karnawału, raczej na poważne spotkanie biznesowe, spokojną kolację w gronie bliskich znajomych, a także na… romantyczną randkę! A może nawet na zaręczyny?
adres:
ul. Listopadowego Czynu 8
Te reprodukcje dawnych ukraińskich banknotów mnie zaintrygowały… Chodzi o kupony z początku lat 90. XX wieku, czy o karbowańce z roku 1942 opatrzone m.in. hitlerowską wroną ze swastyką i niemieckojęzycznymi napisami?
To są banknoty UNR, 1918 r.