fbpx

Ok. 12 oddali nam ...

Wigilia na granicy

Ok. 12 oddali nam samochód (jak nowy), i JUŻ o 14.30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Było -19 st. i bardzo ładna pogoda, szkoda że nie można było zatrzymywać się co chwilę na zdjęcia – zaśnieżone pola, koronki z nagich drzew wzdłuż miedz, przydrożne kapliczki, a do tego miękkie, niskie słońce. A potem nagle wszystko zrobiło się szare i płaskie, tylko na niebie wisiało wielkie pomarańczowe słońce.  

Słuchaliśmy po drodze Radia Lublin, akurat była audycja o świętach w obrządku wschodnim, reportaż o dziewczynie z mieszanej rodziny spod Sambora, a potem dzwonili słuchacze. Ja też zadzwoniłam, powiedziałam, że akurat jesteśmy w drodze, spóźniamy się na wigilię. Tak dziwnie być samemu, daleko, kiedy inni siedzą razem za stołem. Dzwoniła mama, płakała, chyba do ostatniej chwili nie dopuszczała myśli, że nas nie będzie.  

O 21.oo przyjechaliśmy na granicę. Pustki zupełne, ani żywej duszy. Nasi jakby też świętowali. – Chyba się państwo spóźniliście na tę wigilię – mąż wyjaśnił, jak wjechał w trzepak.  – Trzepak?! Trzepak to jest do trzepania dywanów. Po ukraińskiej stronie stało z pięć samochodów, z wyraźnie już poddenerwowanymi pasażerami. Na wszystkich pasach paliły się czerwone światła. W końcu nas odprawili. Przy okazji dowiedziałam się, że zameldowanie nie wystarczy do przebywania na Ukrainie na nowych zasadach. 

Mieliśmy też w ten wigilijny wieczór niespodziewanego gościa – w samochodzie. Z granicy zabraliśmy dziewczynę, która jechała z Siedlec do Mukaczewa, częściowo autostopem, bo nie było żadnego połączenia z Lublina do Lwowa. W dodatku gdzieś po drodze zgubiła plecak w którym wiozła rodzicom wino i martini. Podrzuciliśmy ją na dworzec, miała jeszcze półtorej godziny do pociągu. Nie tylko my nie zdążyliśmy na wigilię. 

Visit Us On FacebookVisit Us On InstagramVisit Us On Pinterest