święta
Czas na podsumowanie świąt. Niestety z roku na rok coraz mniej mnie to rusza, coraz mniej dziwi, tracę tę etnograficzną wrażliwość, za bardzo zaczynam ten świat rozumieć.
Na Ukrainie, w odróżnieniu od Polski, są trzy dni świąt Bożego Narodzenia. Drugiego dnia świętuje się Marii, trzeciego dnia Stefana. Ale za to wolny od pracy jest tylko pierwszy dzień, tak w ramach paradoksu. Pierwszego dnia byliśmy u babci, i u dziadka. Drugiego dnia u babci. Trzeciego dnia nigdzie. Podejrzewam, ze święta we Lwowie w wielu rodzinach nie różnią się od tych babcinych, bo większość obecnych mieszkańców Lwowa pochodzi ze wsi i jest mocno z nią zwiazana, jak na przykład rodzina mojego męża, która jeżdzi do babci nie tylko na święta, ale i na żniwa, wykopki i tym podobne przyjemności. Właśnie, a propos wykopków, to w tym roku mój szwagier, brat Wasyla, zrobil szczegółowe wyliczenie, z którego wynika, że uprawiane przez babcię (przy udziele reszty rodziny) ziemniaki i pszenica nie tylko się nie opłacają, ale jeszcze sie do nich dokłada ok. 1000 hrywien rocznie. babcia wyliczenie przyjęła do wiadomości, pokiwała głową, i powiedziała, że koniec z ziemniakami. Powiedziała chyba jednak wyłącznie dla świętego spokoju, bo potem spytałam ja na osobności, czy rzeczywiście, to odparła, że nie ma mowy, bo co ludzie powiedzą – ? Z dziadkiem jest sprawa podobna (dziadek jest ze strony taty, babcia – mamy) – rodzina namawia go już od dluższego czasu do ograniczenia uprawy ziemnaików, ale dziadek ziemniaki uprawiać MUSI – dlaczego? – bo ma świnie, a świnie jedzą ziemniaki. A gdyby tak zrezygnować ze świń? Niemożliwe, bo co wtedy zrobi z taką ilością ziemniaków?
Było więc tradycyjnie: choinka, sianko pod stołem, właściwie prawdziwe siano, cała kupa, nie takie sianko jak w Polsce dołączają do kolorowych magazynów przed wigilią; kutia (z miodem, choć mama nie lubi z miodem, ale w tym roku babcia przeforsowała swoją wersję), postne gołąbki, barszcz, uszka z grzybami, pierogi z ziemniakami, śledż, kompot z suszonych owoców, pączki z makiem, suchary (tak babcia nazywa pieczone przez siebie ciasteczka). Był tez talerz i kieliszek dla zmarłych i kolędy. U mnie w rodzinie nie śpiewa się już kolęd. A tu? Nie wyobrażam sobie, że sa takie rodziny. Ukraińcy w ogóle są bardzo rozśpiewani. Kiedy w święta idzie saię do kogoś w gości, to najpierw trzeba stanąc pod jego oknem i śpiewać kolędę, czekając, aż gospodarz wpuści do środka. na koniec są specjalne formułki, wierszyki, jak na przykład:
ja malenkyj chłopczyk / jestem mały chłopczyk
wyliz na stołpczyk / wlazłem na słupek
stolpczyk sia chyaje /słupek sie chwieje
Chrystos sia rażdaje / Chrystus się rodzi
albo:
weseła radist, wesela nowyna / wesoła radość, wesoła nowina
Chrystos narodywsia, maleńka Dytyna / Chrystus się narodziła, maleńka Dziecina
a my tomu weselimsia / my sie tym radujemy
Chrystu Bohu pokłonimsia / Chrystusowi Bogu się kłaniamy
Chrystos sia rażdaje / Chrystus się rodzi
albo:
Koliad, koliad, koliadnycia / kolęd, kolęd, kolędnica
dobra z medom palianycia / dobry placek z miodem
a bez medu ne taka / a bez miodu już nie taki
dajte, diadko, piataka / dajcie, wujku, piątaka
Kiedy się kogoś spotyka, w święta, albo w okresie bożonarodzeniowym (czyli chyba do Jordanu?) nie mówi się „dzień dobry” (dzisiaj sąsiadom podpadalm w ten sposób, już mnie mają za ateistkę na pewno, tym bardziej że w niedzielę wywiesiliśmy pranie na naszym wspólnym balkonie), tylko mówi się „Chrystos sia rażdaje” (Chrystus się rodzi), a odpowiedź brzmi „Sławimo Joho” (Wychwalamy Go).
Tu właśnie do naszych sąsiadów z dołu przyszli goście, co zarejestrowała od razu nasza ukryta kamera:
Z naszej rodziny najbardziej muzykalny jest chyba dziadek, który ma już 88 lat i jest diakiem w cerkwi. Do obowiazkow diaka należy prowadzenie śpiewow podczas nabożeństw, a także chrzcin, pogrzebów, pomoc duchownemu. Jak podaje wikipedia, dawniej obowiązki diaka były szersze:
Był również doradcą chłopów, czytał im Psałterz i literaturę ludową, nauczał w szkółce parafialnej, dbał o wygląd cerkwi, organizował prace chóru i bractw cerkiewnych.
Nasz dziadek trochę ma z takiego starej daty diaka, jest bardzo oczytany, a do tego jest gawędziarzem, lubi opowiadać różne historie ze swojego życia, a także to, co wyczytał w książkach. W tym roku opowiadał ciekawą opowieść (apokryficzną?), która pojawia się w tekście jednej z kolęd. Ciocia Ania aż zakrzyknęła, ze to niemożliwe, więc dziadek opowiedział tę historię: Świeta Rodzina uciekała do Egiptu, mijając po drodze chłopa, który właśnie siał pszenicę. Matka Boska pozdrowial go słowami: siej, siej, jutro będziesz żął. I rzeczywiście, nazajutrz pszenica była już dojrzała. Wtedy nadjechal Herod ze swoimi żołnierzami, pytając, czy nie widział jakiejś niewiasty z dziecięciem. Na to chłop odparł, zgodnie z prawdą, że widział, ale kiedy siał tę pszenicę. Pogoń zawróciła.
Śpiewał też… takie nie do końca kolędy, oceńcie sami (przepraszam za kiepską jakość):
tekst piosenki;
Oj chodyw ja koliaduwaty / oj chodziłem kolędować
Zajszow ja do bahaczij chaty / zaszedlem do chaty bogacza
A tam jiły, popywały / a tam jedli, popijali
Meni niczoho ne dały / mnie nic nie dali
Oj tam w peczi perohy kipyły / oj tam w piecu pierogi się gotowały
A w komyni kowbasy wysiły / a w kominie kiełbasy wisiały
Ja po jednij wytiahaw / po jednej wyciagałem
Do kyszeni zapyhaw / wpychałem do kieszeni
Tak, szczo j ne stało / aż zabrakło
Oj to wsio szcze buło meni zamało / tego wszystkiego było mi jeszcze za mało
Oj poliz ja na horu po sało / polazłem na górę po słoninę
A ja sała ne distaw / słoniny nie dosiegnąłem
Do hory, do hory nohamy wpaw / do gory nogami spadłem
Potowksi, potowksi / potłukłem się
Tak w temacie tej piosenki, to w tym roku we wsi babci nie chodzili kolędnicy (jasełka, czyli tzw. wertep) – mieli zakaz z cerkwi, bo w zeszłym roku ukradli komuś kiełbasę z lodówki. Samo życie.