film, dzień 10. Janina Zamojska.
Minął „ruski tydzień”, zdjęcia dobiegają końca.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wcześnie musiałam wstać (6:30). Reżyser postanowił wycisnąć nas jak pan Henryk limonkę, i ogłosił początek zdjęć na godzinę 7.oo. Na szczęście u mnie pod domem. Przyszłam 7.2o, mając nadzieję, że statyści będą już przebrani, ale nie byli. Poza tym strasznie wiało, i choć spędziliśmy pod ratuszem ok. 1,5 h to przemarzłam do szpiku kości. Strzelcy Siczowi biegali po Rynku z ukraińską flagą, która wkrótce zawisła na ratuszu. Pierwotny pomysł był taki, że to Polacy zawieszają Polską flagę, ale Oleg z TV Lwów powiedział, że o pozwolenie na takie zdjęcia nie ma nawet co pytać, bo i tak go nie dostaniemy. Ciekawe, że to większy problem, niż obwieszać Operę swastykami.
Strzelcy Siczowi wieszają flagę na ratuszu
Lwowianki czytają odezwę „Do mieszkańców miasta Lwowa”
Potem dostałam przepustkę, a oni pojechali na Cytadelę. Dojechałam po godzinie, już przebrana – kurtka puchowa, sweter, czapka, kaptur, rajstopy, spodnie, ciepłe skarpety i buty górskie. Jak na Syberię. A było zaledwie -1 st. Reżyser pochwalił, że wyglądam jak prawdziwa „planówka”. Na Cytadeli znów były sceny walk, nasi gimnazjaliści biegali w kłębach sztucznego dymu strzelając z drewnianych karabinów. Za nimi biegało czterech Strzelców Siczowych (tych samych czterech, którzy opanowali rano Lwów). Strzelców było mało, bo umówiona grupa z Kijowa w ostatniej chwili się rozmyśliła i nie przyjechała, a druga umówiona grupa lwowska też nie wypaliła, więc chłopaki musieli sobie radzić w czterech. Palili też ognisko i śpiewali pieśni, a jeden był ranny i zginął. Od samego rana zresztą nienajlepiej wyglądał.
Krzysztof Lang
od lewej pierwszy rząd: Henryk Janas, Marcin-Antoś Wolloch, Krzysztof Lang i statyści
Nasze dzieciaki też śpiewały „płonie ognisko”, ale tak potwornie fałszowały, że nie wiem, czy pan Krzysztof się odważy tę scenę pokazać w filmie. Na koniec umiera Antoś. Zostaje trafiony, osuwa się na ziemię i flaga wypada mu z rąk. Biedny Marcin, który grał Antosia, musiał umierać chyba z sześć razy, żeby nakręcili z różnych stron, i najadł się nieźle sztucznej krwi. Co prawda prawdziwy Antoś nie zginął w walce, a został ciężko ranny, zmarł trzy tygodnie później, ale na potrzeby filmu ta scena miała bardziej symboliczny wymiar. Pozostali żegnają się z nim, dziewczyny miały oczy podrażnione dymem z ogniska i prawdziwe łzy.
Zdjęcia skończyły się ok. 14.oo.
Paweł-Roman Abraham
Marcin-Antoś Petrykiewicz
śmierć Antosia
Potem była przerwa i jeszcze po południu nagranie pani Janiny Zamojskiej, które robiliśmy w siedzibie Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, bo pani Jasia nie mogła nas przyjąć u siebie. Federacja mieści się przy Rynku, ale w bardzo zapuszczonym starym mieszkaniu, i początkowo siedzieliśmy w klitce, w której nawet nie byłoby jak rozstawić kamery. Potem wpuszczono nas do drugiego pomieszczenia, gdzie już było lepiej, ale musiałam robić zdjęcia na klęcząco, co pan Henryk skomentował na swój sposób: „lubię, kiedy kobieta pada przede mną na kolana :)”.
Pani Jasia powiedziała wiele ciekawych rzeczy, choć więcej poza kamerą, niż do niej. Powiedziała, że my, Polacy, nigdy nie byliśmy przeciwko Ukraińcom, a jedynie przeciwko OUN i UPA. Że mieliśmy wielu przyjaciół wśród Ormian, Żydów. Że różnorodność jest dobra, bo wzbogaca człowieka. Powiedziała kilka rzeczy identycznych z tymi, co ja poprzedniego dnia, jednak popierając to swoim autorytetem osoby już wiekowej, a przy tym starannie wykształconej i głęboko religijnej, co widać było w jej wypowiedziach. Jednocześnie cały czas była niezwykle serdeczna i skromna, i nawet prosiła, zeby puścić ją anonimowo, bez nazwiska, bo nie chce reklamy. Przysłuchująca się rozmowie p. Chmielowa nawet zażartowała, że z czarnym paskiem na oczach ;)
p. Janina Zamojska
Na wieczór zaplanowane było jeszcze spotkanie pożegnalne, ale przedtem p. Krzysztof zabrał mnie do „Kryjówki”. Jest to otwarta jakiś rok czy dwa temu, i wciąż ciesząca się ogromną popularnością knajpa, nawiązująca wystrojem i klimatem do leśnych kryjówek UPA. Nie byłam tam wcześniej, bo postanowiłam sobie, że nie pójdę, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to nie chodzi o ideologię, ale chwyt marketingowy, i to obliczony głównie na przybyszy ze wschodu – Kijów, wschodnia Ukraina. Dołączyli do nas potem Henryk i Piotrek. Abstrahując od wymowy, Kryjówka jest dosyć pomysłowo zaaranżowana, choć też chyba mocno przereklamowana. Widzieliśmy się z Nazarukiem, ale miał dla nas mało czasu, szybko uciekł. Pan Krzysztof i p. Henryk zrobili trochę zdjęć, głównie młodzieży śpiewającej pieśni partyzanckie. Chodziło o uchwycenie współczesnego ducha bojowego Ukraińców. Czy się udało? Nie wiem. Może. Do pieśni przyłączyli się spontanicznie goście lokalu. Rozmawiałam wcześniej na ten temat z Henrykiem, powiedziałam, że mimo wszystko jestem przeciw, on, ze też, ale że nie trzeba podchodzić tak ostro. Zresztą nie zauważyłam wśród miejscowych młodych Polaków specjalnej niechęci do tego miejsca, wiem, że tam bywali. Może rzeczywiście?
„Kryjówka”
Na kolacji w restauracji Premiera Lwowska zebrała się śmietanka: ekipa filmowa, jakaś szycha z TV Lwów, Grażyna jako przedstawiciel konsulatu (w trakcie wieczoru awansowała na „panią konsul”) i kwiat aktorstwa, na czele z Marcinem-Antosiem, który przyszedł z mamą, trzema gwiazdami – Kariną, Sofią i Marianą, a także Legioniści z Pawłem-Romanem Abrahamem. Siedzieliśmy prawie do północy, tak żal się było rozstawać. Teraz jeszcze ogrom pracy przy montażu, bo z nagranych 25 godzin trzeba zrobić 50 minut ;) Mnie też jeszcze czeka praca przy nagrywaniu fragmentow bloga, które również mają się znaleźć w filmie. Na początek maja zaplanowano pokaz we Lwowie.
od lewej: Krzysztof Lang, Dariusz Włodarczyk, Małgorzata Bieńkowska, Oleh Kłymowycz, Henryk Janas
Marcin z mamą
„pani konsul” Grażyna Basarabowicz
legioniści
przyszłe gwiazdy filmowe
ja i Henryk
„- Lalka, nie rób scen!”
Staszek napisał, że myślał, że tak jak Janicki nikt o Lwowie już nie opowie. Może nie tak, ale opowie. Krzysztof Lang w 2005 r. nakęcił film „Przestrzenie Banacha”, który leży u mnie na biurku – dostałam, jeszcze nie obejrzany. Widziałeś go, Staszku? Zdjęcia do tego filmu robił też Henryk Janas, nadworny operator Janickiego, który jeździł z nim z kamerą do Lwowa od 1988 r. Krzysztof Lang marzy o filmie fabularnym z akcją we Lwowie, myśli też o kolejnym filmie, fabularyzowanej opowieści o ciekawej postaci końca XIX w., absolwenta Politechniki Wiedeńskiej i Akademii Mleczarskiej w Mediolanie, urzędnika w angielskim Ministerstwie ds. Indii, który porzucił Londyn dla Galicji, bohaterze pojawiającym się na kartach powiesci Prusa i Sienkiewicza i …. więcej chyba nie mogę zdradzić. Mam tylko nadzieję, że pan Krzysztof zaprosi na plan :)
Ostatnie uściski i buziaki… bedzie mi we Lwowie brakowało pana śmiechu, panie Henryku.



