
spotkanie filmowe
… tym razem u Marcina – oglądaliśmy „nie ma Róży bez ognia”, jakoś się zrobiło zupełnie nie-lwowsko, bo i zamiast zastawionego stołu (już się do tego zdążyłam przyzwyczaić) były orzeszki i chipsy (= impreza po polsku). Oczywiście powrócił temat Gorgonowej, którym ostatnio żyjemy (Damian boi się spać w swoim mieszkaniu, bo jak się okazuje jest sąsiadem Henryka Zaremby). Marcin z Damianem nawet zrobili rekonesans pod odpowiednim adresem, podajac się za potomków Zaręby (ciekawe, czy od Gorgonowej jako matki ;).
Poza tym po ostatniej projekcji powstał pomysł cyklicznych spotkań filmowych, co by było bardzo fajne. Muszę podrzucić Marcinowi myśl, żeby od czasu do czasu coś puszczać też dla dzieci. To ich trzeba wychowywać w tej polskiej kulturze, a teraz jak nie ma represji to komu się chce…?
Ale zabrzmiało górnolotnie.