
Tisto
Lokal, który już od pewnego czasu prowadzi działalność we Lwowie, w porze obiadowej stale pełny i zebrał kilkaset pozytywnych opinii w internecie, okazał się totalnym rozczarowaniem.
Tisto. Wnętrze
Wnętrze jest dość pomysłowo urządzone, z wykorzystaniem w przestrzeni takich elementów, jak stare ramy od łóżek, które służą jako przegródki, zielenią, ciekawym sufitem okazało się równocześnie niewygodne. Malutkie stoliki, które byłyby dobre dla kawiarni ledwo mieszczą duże obiadowe talerze, nie mówiąc o talerzu z pizzą.
Tisto. Obsługa
Obsługa stara się, ale jest jej zdecydowanie zbyt mało, jak na ilość gości w lokalu, w dodatku jest ona chaotyczna, każde danie przynosi kto inny, w efekcie kelner przychodzi i dopytuje, co już zostało przyniesione. Podobnie chyba wygląda sytuacja na kuchni, bo na zestaw dnia (dwa do wyboru) trzeba było czekać… ponad godzinę. Tłumaczenie – „bo jest dużo ludzi”, „bo robimy wszystko świeże” – czyli jak w 90% lwowskich knajp, w których króluje opieszałość i zbyt mała kuchnia. nawet na rachunek trzeba czekać, bo jedna kelnerka ma na głowie całą salę. Przepraszać nikt nie zamierza.
Tisto. Kuchnia
Nazwę lokalu tłumaczy się jako „ciasto”, a jego specjalizacją jest pasta i pizza. Można tu ponadto dostać sałatki, a w porze obiadowej – wspomniane dwa zestawy dnia (business lunch), składające się z sałatki, zupy i pasty, opcja wegetariańska lub mięsna. Niestety, i tutaj trudno znaleźć plusy. Zupy (próbowałam dwie) są niedoprawione, doskonała burrata zepsuta przez zalanie octem balsamicznym, podobnie jak „autorska pasta wegetariańska”, która okazała się niesłonym makaronem z warzywami, zalanym tym samym octem. Serio? Mnie, miłośniczkę kuchni włoskiej doprowadziło to do stanu wysokiego wzburzenia emocjonalnego. Zupełnie bez smaku prezentowała się carbonara, wyraźnie oszczędza się tutaj na serze, który jest może niewidocznym, ale nieodłącznym składnikiem wielu włoskich dań! Nie rozumiem, skąd biorą się dobre oceny tego lokalu – może mają dobrą pizzę (jest piec do pizzy), ale tej akurat nie próbowałam.
Zaoszczędzono nawet na napojach, choć nie były specjalnie tanie – „herbata imbirowo-pomarańczowa” okazała się naparem z imbiru z dodatkiem… skórek z wyciśniętych na sok pomarańczy (dokładnie: jednej skórki). Sok oczywiście nie wchodził w skład napoju.
Za posiłek dla 2 osób składający się z sałatki, pasty i business-lunchu zapłaciłam ponad 500 uah (86 zł).
[photomosaic nggid=485]